Syna wczoraj przyleciała. Ogromna radość. Zapytał, czy może zaprosić przyjaciół. Jak nie jak tak!
Koledzy mieszkają rzut beretem. Przez 6 lat chodzili do tej samej szkoły. Bardzo często przychodzili do nas, zresztą nie tylko oni, a ja serwowałam obiady, zadając tylko wcześniej pytanie, czy to np nie Żydzi żebym nie poleciała ze schabowymi;)
Moje proste obiady zawsze były przez nich uwielbiane, doceniane, cieszyłam się, że sprawiam im radość. Pokochałam ich, bo to fajne dzieciaki, alkohol mógłby dla nich nie istnieć, zawsze mają twórcze pomysły, tworzą muzykę, robią filmy.
I wczoraj wpadli do nas jak za dawnych czasów. Pochłonęli żarełko. Mat pokazał mi zdjęcie dziewczyny do akceptacji (bosheeee jaka śliczna Egipcjanka!!!) (jesteś przecież moją drugą mamą, wiadomka, że musisz zaakceptować)
Wzruszyłam się do literalnych łez .
A zaraz jadę po kolejne dzieci
Tym razem za granicę.