czwartek, 31 stycznia 2013

poezja


w życiu nie przypuszczałam, że mój blog będzie platformą poetycką:)))

A tu taka niespodzianka
Baba wiersz dla Gagi skleciła i następne obiecuje :))

Raz Rybeńka sie nudziła hasło wiec na blog wrzuciła.
Jak na imię ma ta Baba wielce to ciekawa sprawa....
Na :Wymuszonym:u Rybeńki slychać odtąd kwęki,stęki.
Myśli w pocie czoła Ruda może mnie sie to dziś uda.
Koleżanka Ostrestarcie spasowała już na starcie.
Lucha głebi swojej słucha kurcze,chyba jestem głucha???
Aśka,Baśka lub Danuta głośno kombinuje Futrzak.
Wreszcie imię Gaga zgadła na myśl jasną bowiem wpadła.
W imieniu Baby urok być musi,prostota WIEM Na imię ma Dorota:):)
Baba

z Babom łączy mnie łańcuch z drzewem, że tak się tajemniczo wyrażę

Ale jednak przez grzeczność muszę sie spierać
Koleżanka mi kiedyś powiedziała, że człowiek yntelygentny nigdy się nie nudzi.
zatem pierwsze zdani do bani :P

A słyszeliście o tym, że w Niemczech jacyś kolesie zrobili podkop i od spodu napadli na bank?
Rok trwało zanim doszli pod bank.. Okradli skrytki i zniknęli .
W podkopie policjanci znaleźli puszki po piwie.
Surpise Surpise były to puszki po piwie Lech i Żywiec....

A pamiętacie seksmisje i jabola?


A o torebkach jutro będzie...


środa, 30 stycznia 2013

topimy raka

w szampanie

Tak była zatytułowana impra, którą zrobiłam dla koleżanek między diagnozą a operacją.
Nie powiem, żebym była w szampańskim nastroju, właściwie nie wiem, jak dałam radę, jak teraz patrzę na siebie z boku, to ja bym normalnie nie dała rady :P
Ale to był inny moment, inna ja.

Niesamowite jest dla mnie, że tak można się zmienić na przestrzeni kilku miesięcy. Ile w głowie się otwiera, a ile zamyka. Rzeczy zmieniają kolor a życie smak.
Najbardziej nie lubię strachu, który czasem wyłazi zza zakrętu. Truje, a nic nie zmienia.

Zatem uczę się odwagi :))

Kurde, jakiś napuszony ten post.
W każdym razie piszę go tylko po to, żeby już wkrótce napisać o torebuniach miłych moich :))))

A w ogóle to dziecko mi się zepsuło, goronczkie ma, ma to tę miłą stronę, że nie wstaje dzisiaj rano, wy to czytacie, a ja, mam nadzieję, śpię sobie słodko.
Albo i nie. Bo latam z termometrem, syropem, czopkami, okładami.

Czego i wam nie życzę!





wtorek, 29 stycznia 2013

konkurs

ale przedtem znowu o imionach

Mam koleżankę , Wietnamkę z pochodzenia. Jest chyba najdelikatnieszą osobą jaką znam. Prawie gotowa byłabym się założyć że nigdy w życiu nie użyła niecenzuralnego słowa .
A ma na imię Souky. Czytaj Suki.
Od pietnastu lat mam problem, jak muszę powiedzieć - idę do Suki!!!!

Adziś poszłam na pewne spotkanie, przedstawia mi się pewna Algierka i mowi my name is DUPE.
Zaniemówiłam, a ona uznała że pewnie nie dosłyszałam, i kilkakrotnie powtórzyła jakże swojsko brzmiące słowo .
I co ja mam jutro dzieciom powiedzieć ?
Że się z Dupą umówiam??????


Ja mniemam, wiele, wielu z Was już zaglądało na blog Miśki

No ja po prostu uwielbiam to poczucie humoru, ten sposób pisania

Konkursy teraz trwają i można zagłosować, a najlepiej głosować na świetny blog niż na żaden albo na bylejaki, prawda?

Trzeba wysłać sms o treści A00227 na numer 7122 
 Dochód z SMS zostanie przekazany na integracyjno - rehabilitacyjne obozy dla dzieci z ubogich rodzin i dzieci niepełnosprawnych.
Więc nie tylko nam zrobicie wielką frajdę, ale i spełnicie dobry uczynek i pomożecie dzieciom!! (w zeszłym roku zebrano  41.989.82 zł!)



A z Miśką łaczy mnie niezwykłe wydarzenie

Kto śledzi blogosferę ten wie :))

PS 
Ciekawe, jak Baba ma na imię, baj de łej...




poniedziałek, 28 stycznia 2013

24 godziny

Czasem przez 24 godziny wydarzają się takie rzeczy, że emocjami można by pół roku obdzielić
Mnie się przypomniała pewna doba sprzed kilku lat, z lata.
Zaczęło się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie rosło.
Otóż moj tato, chcąc pomóc mi zakładać karnisze w nowym domu, wlazł był na drabinę a następnie zleciał z niej i to tak, że od razu zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy na ostry dyżur.
Stwierdzono złamanie ręki, zagipsowano. W szpitalu poznałam Panią, czyli Przyjaciółkę mojego taty, która pojechała z nami do domu, wyrzuciła mnie na spotkanie z koleżanką, zajęła się tatą, posprzątała kuchnię wzdłuż i wszerz, nasmażyła naleśników i pojechała do domu. W nocy obudził mnie hałas, tato zataczając się po środkach przeciwbólowych szedł do kuchni. Trochę się zestresowałam. A za kilka minut widzę wjeżdżająca na naszą posesję karetkę. Trochę mnie zaskoczyło, że tato nic mi nie mówiąc wezwał pomoc. A tu się okazało, że karetkę wezwał sąsiad do mojej przyjaciółki, . Pytam, co się stało, J mówi nic, ale jego body language twierdzi coś wręcz jak-naj-bardziej przeciwnego. Iwonka  straciła przytomność, do dziś nie bardzo wiadomo, dlaczego. W każdym razie wzięto ją do szpitala. To znaczy zapakowali ją do karteki, a kierowca, który w całym tym zamieszaniu siedział na podwórku i ze zblazowaną miną jarał szlugi, postanowił zrobić sobie odcinek specjalny rajdu Dakar, i zamiast wykręcić na podjeżdzie z kostki, wjechal na jeszcze niczym nieporośnięte pole przed domem.
Taaa
Skończyło się to tak, że w kusej koszuli ( noc upalną była) pchałam osobiście w towarzystwie męża nieprzytomnej zakopaną w piasku  karetkę, w której leżała Iwona eM

Jak się rano obudziłam, to nie byłam pewna, czy to wszystko działo się naprawdę, czy to był tylko sen...

niedziela, 27 stycznia 2013

ze zrozumieniem

Ten post wymaga czytania ze zrozumieniem.

Jestem przeciwna legalizacji instytucji  związków  partnerskich..
Ale jestem za ligalizacją związków homoseksualnych - uważam że  osoby, które nie mogą zawrzeć małżeństwa powinny absolutnie mieć prawo do takiego konkubinatu czy jak tam to się może nazywać. I to dla mnie jest bezdyskusyjne.

Ale kurna, nie rozumiem, jak to jest. Bo rozumiem, że ktoś chce żyć w wolnym związku, proszę bardzo, w ogóle nie mam z tym problemu. Deklarują, że żaden papierek im do tego nie jest potrzebny. I nagle domagają się papierka związku partnerskiego? Przecież to też jest jakaś deklaracja.
A chcą mieć ten papierek od konkubinatu, żeby : móc się wspólnie podatkowo rozliczać, dziedziczyć, odwiedzać w szpitalu, wybierać nagrobki. Czyli dokładnie tak, jak jest po ślubie.
Czy ja czegoś nie rozumiem?
Czy chodzi tylko o to, żeby rozwód był łatwiejszy?

Uważam, że należy być konsekwentnym, albo chce się wolnego związku, albo nie.

sobota, 26 stycznia 2013

wczoraj

mnie za bardzo nie było bo bardziej byłam na przedstawieniu szkolnym. Kurcze, tytułu nie pamiętam, ale ma on w gruncie rzeczy drugorzędne znaczenie.

Szkoła ma prawdziwy teatr, ze wznoszącymi się schodkowo krzesłami dla widowni, prawdziwą sceną, reflektorami, kotarą, kulisami. I umie to wykorzystać. M.in. raz do roku robią śmieszne przedstawienie, w którym występują i nauczyciele, i rodzice, i dzieci, trzeba przejść casting, oczywiście
Akcja jest przeplatana piosenkami, jest interakcja z widownią, no, śmiałam sie bardzo. I moje małe dziecko też. A do tego siedzieliśmy w pierwszym rzędzie. Dzieki Ani K., która kupiła nam takie super miejscówki
Muszę przyznać, że chyba 50% rozrywek kulturalnych w B zawdzięczam właśnie Ani. Bardzo ją zresztą lubię, chyba gdzieś już coś o niej pisałam. Mogę na nią liczyć. Wiem to.

Czasem się zastanawiam tylko, jak ja ją mogę lubić, skoro ona jeżdzi po Europie i ogląda przedstawienia Warlikowskiego wieeloogodzinnee i w dodatku wie, o co w nich chodzi.
No nie wiem, czy ja, prosty inżynier, mogę ją lubic???

piątek, 25 stycznia 2013

Onkologia

To taki oddział w szpitalu z którym naprawdę nie chce się mieć nic do czynienia. Kardiologia nie budzi takich emocji w przeciętnym człowieku, mimo, że na serce umieramy najczęściej.

Próbowałam i probuję oswoić tę swoją onkologię. Nie jest to łatwe. To trochę jak z hasłem "Hospicjum to też życie", trudno w to do końca uwierzyć, tak "Onklogia to też wyzdrowienie" budzi mieszane uczucia.

Ale szpital, w którym się leczę naprawdę robi wszystko żeby osłodzić ludziom to słowo. Zatem jeśli musisz tam przyjeżdżać regularnie, dostajesz przepustkę na darmowy parking :)))
Jak jesteś w porze obiadu to cię poczęstują zupka i kanapką i nawet Cocacolom. Albo innom Fantom.
A w każdej chwili i ty i towarzysząca ci osoba może napić się świeżej kawy albo herbaty ze specjalnych termosów.

Ale każdy ideał ma swoje rysy.
Raz zabrakło na oddziale HERBATY!!!




czwartek, 24 stycznia 2013

Faworki

umiem robić dobre faworki.
W każdym razie wczoraj mi się udały.
Zrobiłam je dla personelu na "mojej" onkologii.
Trzeba przyznać że praca tam łatwa nie jest. Ani wdzięczna . Zasuwają jak małe samochodziki dziewczyny i chłopcy.
Nie tylko nie zdażyło mi się widzieć żadnej pielęgniarki zniecierpliwionej czy nie w sosie po prostu. Ale zawsze są uśmiechnięte, otwarte na rozmowę i to nie w ich ojczystym języku.
To za namową córki zrobiłam co umiem najlepiej.

Choć nie bardzo się z nimi mogę pożegnać , jako że przez jakieś parę lat będę musiała co kilka tygodni płukać port.

Ale co tam, zaraz jadę i mam w planach bardzo pozytywne nastawienie.
Ciekawe jak bardzo będą im smakować?

środa, 23 stycznia 2013

Pradziadek i Jutro

bedzie futro

Jakoś nie umiałam się oprzeć :P

Mam mieć jutro ostatnią hercię
Chyba powinnam skakać do góry czy co.
Jakoś mi się nie chce.
Ale planuję imprezę na tę okoliczność .
W końcu każdy pretekst jest dobry.
Ale o tem, potem....
A tymczasem przypomniała mi się historia o moim tacie, a właściwie o pradziadku.
Moja bratanica była w ciąży . Kilka lat temu raptem, zatem oczywiście miała czesto robione kontrolne usg. Lekarz w odpowiednim czasie obwieścił, że urodzi im się dziewczynka. Zaczęli zatem kupować dziewczyńskie akcesoria. A mój tato ciągle powtarzał że urodzi się chłopak . Wszyscy kpili ze starego dziadka. Aż do ostatniego usg, dwa tygodnie przed terminem porodu, kiedy to inny lekarz oznajmił że na sto procent chłopak się urodzi!!
I tak sie stało!!
Nie musze  mówic chyba, jak dumny byl pradziadek?



wtorek, 22 stycznia 2013

O dziadkach

nie wiem prawie nic
Jeden, Bolek, zmarł zanim się urodziłam.  Wiem, że był na Syberii, ale mimo, że słyszałam te historię kilka razy za nic nie mogłam zrozumieć jak to się stało .

Drugi, Maniek, zmarł jak miałam cztery lata. Pamiętam że raz oskarżył mnie że zjadłam mu kawałek czekolady, co nie było prawdą i wiele lat nosiłam w dziecięcym sercu urazę. Dziś myślę że pewnie żartował.
Na koniec życia zasłynął ogromną odpornością na ból . Umierał na raka jelita i nie brał nic przeciwbólowego...

Mój brat został dziadkiem ponad sześć lat temu. Ciągle jak jego wnuk mówi "dziadku" to ja się rozglądam gdzie mój tato, czyli "prawdziwy" dziadek. Trudno mi zaakceptować że mój osobisty brat zszedł na dziady :P

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Kartka na Dzień Babci

Miałam wtedy z osiem lat. Zbliżał się Dzień Babci i rodzice mi przypomnieli, że czas napisać i wysłać laurkę.

Pamietacie w ogóle laurki?
Czy istnieje jeszcze takie coś ?

W każdym razie postanowiłam narysować coś najpiękniejszego co potrafię . A ponieważ mój starszy Brat nauczył mnie właśnie rysować rzeczy w perspektywie, więc użycie tej właśnie umiejętności wydawało mi się jak najbardziej na miejscu.
Jako przykład Brat dał mi grób i krzyż , jako kształty prostokątne i łatwe do narysowania w trzecim wymiarze.
Czy muszę dodawać, że właśnie groby w trójwymiarze narysowałam Babciom na stronie głównej Laurki?
Rodzice prawie wpadli w histerię, a ja wiele lat nie mogla im wybaczyć , że nie pozwolili mi na wysłanie takich ślicznych oznak miłości do Babć.

Wszystkim Babciom życzę żeby miały takie ciepłe miejsce w sercach swoich wnuków jak moja babcia Pela.

niedziela, 20 stycznia 2013

Ciągle o Babci

Dziadek umarł jak miałam 4 lata, prawie go nie pamietam, jakieś drobne wspomnienia mi się tłuką. Rodzina go mało wspominała, oczywiście wietrzę w tym jakaś tajemnię rodzinną. Pamiętam tylko jedną historię o dziadku, babcia opowiadała, że jak na polu złapała ich burza, to chował się w innym stogu siana, bo mówił, że babacia ma pecha i jak z nią się schowa to go piorun szczeli!
Ale to dziadek miał pecha i krótko żył.
Babcia umarła mając 82 lata, tuż po swoich urodzinach, na które zjechało sie z póltora tuzina osób z rodziny. Babcia była w dobrej formie, jadła i nawet kieliszeczek wódeczki popełniła.
Jak odjeżdżałam to mi powiedziała tak : " Kochana, my się już żywe nie obaczym. Ale ja cię zwalniam, ty na mój pogrzeb nie przyjeżdżaj."
Nie wzięłam tego poważnie, ani trochę.
2 tygodnie póżniej Babcia się przewróciła, a kilka dni potem umarła. Był środek lata, pogrzeb musiał się odbyć natyczmiast , ja mieszkałam bardzo daleko i fizycznie nie zdążyłabym. Mimo, że Babcia na pewno do mnie o to żalu nie ma, bardzo, bardzo żałuję,że nie przyjechałam....

sobota, 19 stycznia 2013

Babcia i pacierze

Babcia była bardzo religijna, norma.
My, jej wnuczki i wnukowie też, ale jakby jednak mniej.
W kadżym razie niedziela była prawdziwym świętem, które zaczynało się od wizyty w kościele. To oznaczało szykowanie się od rana, prasowanie eleganckich niedzielnych sukieneczek ( kto pamięta żelazka bez termostatów, hę???) i myślenie, jak do tego kościoła się dostać, a było 5km do przebycia. Babcia nie dysponowała żadnym środkiem transportu, ją zresztą każdy zapraszał na swoja furę lub przyczepę, ale my, młode panny musiałyśmy sobie radzić
Często gęsto szłyśmy piechotą. Ale jak się nam nie chciało chodzić wyruszałyśmy na tyle póżno, że zaawsze ktoś nas dogonił w połowie i z litości pozwalał się dosiąść.

Z oczywistych powodów babcia całe życie wcześnie wstawała. Nam to nie przeszkadzało, na wakacjach spałyśmy dłużej. Ale niestety nie zawsze było nam to dane, bo często gęsto Babcia postanawiała zacząć dzień od śpiewanie godzinek. Głos miała donośny, więć trudno było przy nich spać..

Mój brat jako dziecko bardzo dużo czasu spędzał u babci. Siłą rzeczy uczestniczył we wszystkich religijnych domowych rytuałach, modlitwach rannych i wieczornych. Pewnego bardzo deszczowego dnia, kiedy nie dało się wyjść z domu się bawić, Brat wpadł na geniealny pomysł :" Babciu, a może byśmy odmówili pacierze za cały tydzień teraz?"

piątek, 18 stycznia 2013

Babcia i zwierzęta


Jak mieszka się na wsi to siłą rzeczy jest się otoczym zwierzętami. Służą różnym celom, najczęściej, sorry wegetarianie, konsumpcyjnym.

Babcia była twardą kobietą , doświadczoną przez los, musiała dosłownie w pocie czoła pracować na chleb powszedni. To znieczula na los braci mniejszych. I na pozór Babcia nie przejmowała się zwierzętami. Każde czy małe czy duże dostawało swoją porcje jedzenia i tyle.

Ale jakoś zawsze tak było że zwierzęta u Babci miały lepiej niż te u sąsiadów. A w dodatku babcia nawiazywała zaskakujące przyjaźnie. Pewnego lata np ktok w krok za nią wędrowała maciora, wielgachna świnia . Jak pies. Widok był prześmieszny. Widać było że się panie bardzo lubią :))))

Innego roku babcia miała owcę. Ta też zachowywała się jak piesek, ludzie z babci podkpiwali, więc jak miał przyjść ksiądz po kolędzieo babcia musiała schować owieczkę żeby się nie ośmieszyć .  

Nie pytajcie, jaki los spotkał wielbicielki babci.....Ale życie miały dobre. Nie tak jak pies sąsiadów , który strasznie żebrał u nas o jedzenie, a jak zwróciliśmy im uwagę , że on jest ciągle głodny to nam odpowiedzieli - żeby nie był głodny to trzeba by mu chyba codziennie dawać jeść .....

Milego weekendu :))

o kocie

wczorajsze rozwiązywanie zagadki kryminalnej z kotem w roli głównej przypomniało mi historię kota mojej babci

Miał na imię Kuba. Słynął ze swojej yntelygencji, był sprytny i mądry , kto lubi koty wierzy.

Był samcem, oczywista. Mieszkał z babcią w jej wiejskim domku, łowił myszy, a na deser dostawał mleko.
Pewnego marca spiknął się z laseczką z sąsiedztwa , ale całkiem dziką . po odpowiedniej ilości tygodni pojawiły sie dwa potomki. Obserwowaliśmy to z daleka, bo dzika kotka, nie dawała blisko się podejść
Ale pewnego dnia uznała że kociętom  lepiej będzie z ojcem i... podrzuciła kocięta nam!
Były półdzikie, nie bardzo dawały się głaskać ale mieszkały z babcią , piły  mleko, a Kuba się nimi niesamowicie troskliwie zajmował
Matka czasem przychodziła i z daleka patrzyła jak się sprawy mają

Może nie znam się na kotach, ale ta historia wydaje mi się niezwykła .

Babcia wtedy nie miala zadnej pralki :P


środa, 16 stycznia 2013

nadużywanie

Wczoraj mało brakowało a byłby snow day, czyli, że szkołę oficjalnie uznaje się za zamkniętą z powodu złych warunków atmosferycznych.
Śnieg był i jest, a jakże!, ale i szkoła też była
mimo,że piękny widok za oknem, jakaś mnię smętność opanowała,
było mię, było, hm, żle z nastrojem
moja Babcia by powiedziała, "CHOĆ TY Z KAMIENIEM DODNA IDZ!"
dodna specjalnie napisane razem, wtedy to można tak przeczytać, jak się powinno , akcent, takie tam
Bardzo lubię to powiedzenie i jak wiele, NADUŻYWAM!

Jeszcze jednego powiedzonka nadużywam. Znaczy jeszcze wielu, ale to lubię

Wymieniałam sobie kiedyś z koleżanką Kasią esemesy. Jej chorowała córka, mnie synek, ona pokłóciła się z mężem, mój wyjechał. Po kilku wymianach narzekających wiadomości dosteję esemesa " Kochana, powiedz, JAK TU NIE PIĆ??!!

No właśnie.
Ale jakby co, to trzymam się wersji, że nadużywam POWIEDZONKA :P

Podgląd

karolinka urban

w tym momencie naduzywam miejsca na swoim blogu
poczytajcie, potrzasnijcie drobnymi
naduzyjcie swojej szlachetnosci

wtorek, 15 stycznia 2013

coś

coś mnie prześladuje od Sylwestra
pewien facet, zresztą całkiem fajny, wygłosił opinię , że nie jest ważne ile się żyje , ale ważne jak . Za przykład dał naszą znajomą , która zmarła nagle,miała raptem dwadzieścia kilka lat. Nie znałam jej zbyt dobrze, wg niego żyła pełnią życia .
Nie zgadzam się z nim ani trochę .  Któż w tym wieku nie żyje pełnią zycia?  Czy łatwiej się przyjmuje wyrok śmierci jak się wejdzie na Mount Everest ?
Ewa miała całe zycie przed sobą a umarła i osierociła małe dziecko!
Kazda zwyczajna matka odda najbardziej ekscytujace chwile życia za możliwość uczestniczenia w wychowywaniu swoich dzieci, za możliwość bycia z nimi w najważniejszych momentach, również w rozpieszczaniu wnuków
Ważne jest oczywiście JAK się żyje
Ale ILE też jest nie do przecenienia


A teraz muszę napisać o tym, jak się wczoraj uśmiałam.
Poskarżyłam się wczoraj Monice, że boli mnie głowa (swoją drogą ona zawsze pyta kochana moja o to jak się czuję ) a ona mi na to: " moja mama mówiła, że zawsze boli to co najsłabsze" !!!

poniedziałek, 14 stycznia 2013

czas na dzieci

wczoraj koleżanka opowiedziała mi dość niezwykłą historię
jej kolega od czasu do czasu spotykał się z pewną dziewczyną, no, powiedzmy, że spotykał, łączyły ich tylko stosunki
nie był jedynym, jak ona utrzymywała
w pewnym momencie okazało się, że na świecie pojawi się dziecko
dziewczyna zaprzeczyła, że on jest ojcem dziecka
po kilku latach facet nie wytrzymał i ukradł z łazienki szczoteczkę do zębów albo inny grzebień i sprawdził, okazało się, że jednak jest ojcem
dziewczyna przestała zaprzeczać
ojciec, na ile może , partycypuje w wychowaniu dziecka

uważam że nie można dziecka pozbawiać wiedzy, kim jest jego ojciec


niedziela, 13 stycznia 2013

ślub

Skoro jest spotkanie , miłość , to musi też być ślub . Przynajmniej wg moich kryteriów

W dziwnych czasch wychodziłam za ten mąż . Można było wziąć ślub  kościelny a dopiero potem cywilny. Ksiądz tylko prosił o doniesienie dokumentu z USC.
Skorzystalismy z tego, zwłaszcza że właśnie kościelny miał dla nas prawdziwe znaczenie. Zatem kilka dni po weselu mieliśmy pójść na rejestrację . Rano w lekkiej panice organizowalismy świadków . Do urzędu weszliśmy z ulicy, w takich codziennych ubraniach, w dodatku z ogromnym plecakiem pełnym brudnych ubrań jako, że nie mieliśmy własnej pralki i postanowiliśmy po ślubie  wstąpić do rodziców i włączyć pralke....
Urzędnik wszedł do poczekalni i na dzień dobry zapytał czy para młoda już przyszła.Przyszła . Czy wzięła obrączki. Wzięła. A właściwie już ma na palcach i w lekkiej panice ściągnela je i podała na stosowną tacke.
To pamiętam , reszty ani trochę , w cywilnym podpisywaniu dokumentów wzięły udział w sumie cztery osoby plus urzędnik .
A potem poszliśmy na pizze
od świadków wezwanych nagle dostaliśmy kaktusa:))))


Fajnie było

sobota, 12 stycznia 2013

spotkanie


W nawiązaniu do wpisu wczorajszego przypomniały mi się różne historie ze spotkań tego jedynego, z początków pięknych.

Dwie wydają mi się ciekawe.
Kasia wyjechała latem na wakacje do Londynu, coby sobie trochę kaski zarobić. Pracowała w knajpie jako kelnerka, knajpa była jakaś stylowa a ona ubrana w jakąś koszmarną sukienke z nakryciem głowy, dramat! Do tego wtedy miała ze 20kg nadwagi. . W Polsce został chłopak, który akurat tego dnia tak zalazł jej za skórę, że biedactwo ryczła cały dzień.W restauracji pojawia się Ryszard i tak się zauracza że proponuje randkę. Kasia tak jest wściekła na chłopaka w Polsce że się zgadza. A następnego ranka przychodzi Rysiek rano do knajpy z różą w ręku, z przeprosinami, że on z wrażenia zapomniał, że dziś nie może i czy nie mogą sie spotkać innego dnia... Pobrali się 2 lata pózniej,6 dni przed nami, mają dwóch chłopaków, fajnie jest :)

Druga historia wydarzyła się na moich oczach.
Jechałam z moją Iwonką eM, wtedy jeszcze De, na spotkanie przed wyjazdem na obóz roku zerowego na naszej uczelni. Wysiadłyśmy z tramwaju, a na kładce dla pieszych stał Janusz eM i z góry na nas patrzył. ( w ogóle nie pamiętam, jak to się stało, że stał, że nas poznał, przecież się nie znaliśmy!) Janusz eM wygladał przystojnie, patrzył wesoło. Od razu wpadł w oko Iwonce, ech...Kilka lat pózniej, nie za wiele, został mężem Iwony De. Mają trzech fajnych synów i lubią pić czerwone wino razem wieczorem przy kominku.

Z historiami to wogóle jest tak, że każdy je inaczej pamięta
Pewnie bohaterowie moich historii pamiętają je trochę inaczej
Ale trudno
Moj blog i moja wersja rządzi :)))







piątek, 11 stycznia 2013

miłość - niemiłość

Li mnie natchnęła smutnym postem o niemiłości.

Wiem, że statystycznie bardzo dużo związków, małżeństw się rozpada. Wiem,że statystycznie małżeństwa z miłości wcale takie częste nie są. Ale jak to ze statystyką, ona sobie, życie sobie. Jak to mój mąż mówi, powinniśmy jezdzić pijani, bo statystycznie więcej wypadków powodują trzezwi.

W mojej dość licznej rodzinie rozwody nie istnieją. Nawet jedna para się rozstała, ale się nie rozwiodła :)
Wśród moich przyjaciół jest właściwie tylko jedna  rozwiedziona para. Widać że ludzie mają problemy, ale widać też dużo miłości i przyjazni.

A ja to w ogóle. Wyszłam za mąż za miłość swojego życia. Wiem, brzmi górnolotnie i kiczowato.. Ale tak właśnie było. Zakochałam się od pierwszego dotyku ręki. Byłam gotowa na ślub od pierwszego pocałunku. I od ponad 20 lat wiem, że związałam się ze świetnym facetem, a w dodatku najlepszym ojcem dla moich dzieci, jakiego można sobie wymarzyć.

No, ale dla jasności, na samym początku znajomości zaznaczyłam, że o żadnym rozwodzie mowy nigdy nie będzie, ja się nie zgadzam z góry! ;)))




czwartek, 10 stycznia 2013

tożsamość

Mar bardzo zainteresowła mnie filmem dokumentalnym, który poleca. Tożsamość. Ważna sprawa.

Mój tato po śmierci mamy był zdruzgotany, byli kochającym się małżeństwem ponad 40 lat. Nie radził sobie z samotnością. Aż poznał Panią. Pani bardzo łatwo weszła do naszego życia, niczego nie udawała, polubiliśmy się wszyscy od razu.
Pani ma niezwykłą historię. Jako kilkumiesięczne dziecko została znaleziona w kościele. To były czasy wojny, które pozwalają snuć takie czy inne domysły. Ksiadz, który wsławił się pomaganiem różnym ludziom, zwłaszcza pisaniem nowych metryk dzieciom, znalazł jej rodzinę, dobrą i kochającą.
Od tych czasów minęło kilkadziesiąt lat, całe życie można powiedzieć, a fakt, że Pani nie zna swoich korzeni jest dla niej strasznie dużym ciężarem.
Każdy znas bardzo potrzebuje tej wiedzy bardzo! Dlatego mam problem z samotnym rodzicielstwem gdzie jeden z rodziców jest w ogóle nieznany. Ale jakby co, jestem za isnieniem "okien życia", lepsze trudne życie, niż żadne!

Pani, która pomaga zajmować się naszym domem, jak nas tam nie ma, ma swoje obsesje, uważą, że ktoś tam mieszka i sobie używa, w zwiążku z tym chowa głeboko toster, kawiarkę, cześć od czajnika a nawet, taraam, szufladkę od pralki. Schowanie szufladki od pralki o ile wiem, nie przeszkadza w praniu.
Śmiejemy się z tego po cichu, zresztą, któż z nas nie ma swoich obsesji?

środa, 9 stycznia 2013

do kafki, o mojej Mamie

Każdy ma swoje przywary, ja uważam, że warto się z nich śmiać.

Moja Mama odeszła, jak byłam w ciąży z Antkiem.

Miała pewną cechę, którą zresztą w pewnej części odziedziczyłam. Otóż bała się zadawać pytania, jeśli zachodziła obawa, że odpowiedz na nie może byc trudna albo wręcz tragicznie zła.
przykład pierwszy.
Ciemna noc, wszyscy śpią, blok, dawno temu. Dzwonek do drzwi. Mama wstaje ( bo tata pewnie nawet nie usłyszał ) idzie, i nawet nie pytając KTO TO otwiera, i mdleje oczywiście ze strachu.
Za drzwiami stał jej brat, Bogu dzięki, a nie seryjny morderca. Jechał z przepustki z wojska. Kto zna te czasy, wie.

przykład drugi.
Siostra mojej mamy była w ciąży. Dzwoni telefon, mama odbiera, słucha, blednie. Odkłada słuchawkę. Pytam, co się stało? Jasia dziś urodziła. Pytam , i co , jak dziecko? Nie no, nie pytałam, wiadomo, że nie żyje, odpowiada Mama.
Taaa, wcześniak, fakt, ale pewnie Monika czyta teraz te słowa i się zalewa łzami , mam nadzieję że ze śmiechu. Sama już ma 2 dzieci to uśmiercone przez mamę niemowlę.

Ja się np do dziś nie dopytałam o ostateczny wynik badania histopatologicznego po operacji.
Moje siostry w chorobie na pewno myślą żem postradała zmysły podczas operacji.
Już nawet to, co wiem, nie nastraja zbyt wesoło.
A ja lubię być wesoła raczej :))


wtorek, 8 stycznia 2013

imiona

Każdy ma jakieś imię.
Ciekawe jest to,że niektóre imiona, choć stare jak świat są ciągle popularne, Piotr, Andrzej, Marek. A inne, zapewne młodsze kompletnie zanikają.
Wiele dzieci pada ofiara mody i filmu, choć nie każdemu dziecku to przeszkadza.
Często w młodości chciałoby się mieć na imię jak koleżanka, za która wodzą wzrokiem wszyscy fajni kolesie ze szkoły.
Ja nie bardzo lubię swoje imię. Ale jakoś muszę z tym żyć :P

Moje obie babcie miały interesujące imiona, jedna nazywała się Pelagia, druga Florentyna. Pelcia i Florcia, jak złośliwie mówiła moja była przyjaciólka.

Przypomniały mi się dwie anegdoty związane z babcią Florką. Babcia była bardzo energiczna i całkiem zdrowa, mimo 86 lat w dobrej formie. I zawsze mówiła, że starsze od niej żyją i ona się na drugi świat nie wybiera. Pewnej niedzieli jednak oświadczyła, że ma jeszcze jedną koronkę do odmówienia przez 4 dni a potem może już umrzeć. Po 4 dniach dostała skrętu jelit, straciła przytomność i za kilka dni umarła.
Teraz tragikomicznie.
Moi rodzice na wieść że babcia jest w szpitalu, pojechali do niej, to było dość daleko, ja zostałam w domu. W pewnym momencie dzwoni moja kuzynka Beatka i mówi, Kochanie, proszę, tylko się nie denerwuj, tylko się nie denerwuj, bo nic się nie stało, NIC SIĘ NIE STAŁO. Babcia nie żyje, tata w szpitalu.

Tata na wieść,,że babcia umarła trochę się zle poczuł....

poniedziałek, 7 stycznia 2013

2 LATA

Grażyna
Krzysztof wyjechał z Polski na kilka miesięcy do pracy, był wrzesień 81. Po powrocie mieli się z Grażynką pobrać. No ale przed powrotem nastąpił grudzień. Nie chiał wrócić, już i tak w pracy przy prośbie o awans kierownik komórki partyjnej w rubryce rekomendacje napisał NIE. Został zatem w Luksemburgu i czekał aż władza ludowa da jego narzeczonej paszport. Władza ludowa nie śpieszyła się ze zgodą. Ale uległa w końcu po 2 latach. Grażynka pojechała, wkrótce potem wzięli ślub. Na ślubie nie było rodziny, aż tyle paszportów nie można było przecież dać obywatelom. 
Dzisiaj to już wspomnienia, ale Grażynka mówi, że 2 lata to maximum czekania na siebie, jeszcze parę miesięcy i nie chciałaby jechać...

Hania.
Jej mąż Staś zaciągnął się na statek pływający po oceanach. To była pierwsza połowa lat 80tych. Jak dopłynął do Kanady zdecydował, że to jest miejsce, w którym chce pracować i godnie żyć. A żonę i syna jakoś się sprowadzi.
Władza ludowa ociągała się z oddaniem dwojga obywateli w straszne kapitalistyczne ręce całe dwa lata. 
Hania mówi, że 2 lata to już był pułap, jeszcze chwila a zaczęłaby sobie układać życie na nowo w Polsce.

Po dwóch latach "chodzenia" wyszłam za mąż za swojego chłopaka.
Ale to przykład nie na temat, prawda?

Skąd się w ogóle wzięło to "chodzenie"??!!


niedziela, 6 stycznia 2013

kompleksy

Moje dzieci mówią dosknale po polsku. Mimo że najstarsze miało raptem 4, średnie 2 lata jak się wyprowadzaliśmy z Polski, małe tu urodzone. Mimo, że te starsze biegle władają dwoma obcymi językami. Czystość języka jest wręcz tematem do rozmów i pilnowania się wzajemnie, każdy ma innego hopla, pilnuje innych błędów codziennych. Mogę się założyć o każde pieniądze, że osoba , która będzie rozmawiała z moimi dziećmi pierwszy raz nie pozna, że mieszkają od kilkunastu lat za granicą.
Jestem z tego dumna!

Ale jadę do Grażynki, której córka mówi biegle w 4 językach !!! Piątym posługuje się świetnie. A szóstego się uczy...
Jak tu nie mieć kompleksów???


sobota, 5 stycznia 2013

moje luksemburskie przyjaznie

Mieszkałam w Luksemburgu 10 lat. 
Spotkałam tam mnóstwo ludzi, przeważnie fajnych, zwykle z ciekawymi historiami.
Czasem jakąś opisuję
Najbliższe sercu są mi dwie osoby, bardzo różne i nasza więz jest bardzo różna.
Grażynka ma córkę w wieku mojej córki i się przyjaznią! 
Grażynka była pierwszą osobą po moim mężu, która wiedziała o mojej niespodziankowej ciąży. Świetnie nam się rozmawia o wszystkim, o świecie, życiu, żywieniu, filmach, książkach. Jutro się do niej wybieram i wiem, że spędzę wspaniały wieczór. 
Hania była pierwszą Polką którą tam poznałam.
Spędzałyśmy mnóstwo czasu razem, mamy za sobą przegadane tysiące godzin i wypite hektolitry kawy.
Obie były ze mną w codziennym prawie kontakcie przez ostatni rok. Tego się nie zapomina.

Ale i Ala,  i Ula i Aneta to osoby, które nie bały się czasem do mnie odezwać. I Lidka, i druga Grażynka wiem, że bardzo były na bieżąco w trudnych sprawach.

Sa jeszcze dwie Basie i Krysia,  sa też dalsi znajomi, którzy np modlili się za mnie w swoich grupach modlitewnych. 

No
A tymczasem słucham ci ja radyja polskiego, gęba mnie się cieszy, tyłek kręci, podśpiewuję sobie to i owo!
Ino tylko azaliż rano jednakowoż miałam problem, bo mnię od jenterneta odcięło było!

piątek, 4 stycznia 2013

przedostatnia

Wróciłam
To była przedostatnia hercia
Czarowanie rzeczywistości ?
Nie ważne
Ale im bliżej tego końca tym więcej myślę o swoim porcie w negatywny sposób .
Bo w ogóle to super że go mam. Ale po zakończeniu terapii muszę go plukac co kilka tygodni
Czyli odwiedziny na onkologii systematyczne nieustajaco.
Nie lubią lekarze wyjmować ich, lepiej jak siedzą na wszelki wypadek...
No cóż
Może  i ja wolę ?
Moze to też takie zaklinanie rzeczywistości ?


Co tu teraz na wesolo wpisać ?
Dostałam radio internetowe od męża kochanego na gwiazdkę
Ale mam teraz fajnie.
Tylko kto lubi słuchać radia polskiego i jego nie ma wie, o czym piszę i jaka to wesoła wiadomość jest


czwartek, 3 stycznia 2013

Granica

Z Warszawy do granicy jechaliśmy 3,5 godziny. Zmiana niewyobrażalna.
Oczywiście skłoniło to nas do pewnych wspomnień
Kiedyś po wielu godzinach jazdy po polskich strasznych drogach wczesnym popoludniem dojezdzalismy do granicy, a tu kolejka na dwie godziny stania, czas ucieka, zmrok nadchodzi, przed nami jeszcze długa droga. Koszmar. Bardzo doceniam fakt zniesienia kontroli paszportowej.
Pamiętam też przeżycia z czasów komunistycznych. Jak pociąg stał godzine na granicy a żołnierze przeszukiwali każdy cm kwadratowy pociąu, rozkręcajac go doslownie.
Albo opowieść starszej pani, ktora jechała do córki a nasi gorliwcy upokorzyli ja rozbierajac do bielizny.

Ale są też i śmieszne opowiastki. Kiedyś mój kolega jechal z Luksemburga do Polski i na granicy podaje paszport, a żołnierz się patrzy raz na paszport, raz na niego i w końcu pyta, Pani Kasia Malinowska? W pośpiechu wziął paszport żony .

To piszę zdychajac ze zmęczenia na własnej kanapie :))))

środa, 2 stycznia 2013

wracam

To był dobry pobyt. Same dobre emocje.
Ale inna sprawa że trochę się działo . Nasi goście wczoraj wieczorem mieli się spakować i dziś rano jechać . W daleką drogę. Ale aż tu nagle zapalilo im się koło . Uprzejmie przypominam że to był pierwszy stycznia.... Telefony, ubezpieczyciel, holowanie, pytanie i co tu robić ?
afera od wieczora do pierwszej w nocy. Dziś rano w warsztacie powiedzieli że oni zajrza do samochodu ale o 14.
I tak dalej, i tak dalej....
No, na razie wygląda że sprawa załatwiona ale się okaże ...
Ja w każdym razie jutro rano jadę .
W piątek hercia.
Zaczynam myśleć z pewną przyjemnością o kilku godzinach na onkologii, usiade sobie, coś tam mi podłącza, a ja mogę siedzieć i NIC nie robić !
Będę ostentacyjnie czytać odmozdzajaca gazetę :)))))

Czego i wam życzę
gazety i nicnierobienia, nie onkologii, żeby była jasność :)))

wtorek, 1 stycznia 2013

Nowy rok!

Ciekawe jaki będzie ?
Ja bym chciała żeby był nudny
Nigdy nie byłam typem adehadowca, który ciągle potrzebuje nowych podniet.
A teraz to już w ogóle cienias jestem, kominek, wino, książka i blog.
A właściwie blogi, ktore tak bardzo lubię czytać bo mam poczucie spotkania i to w dodatku nawet herbaty nie muszę robić  :P

A w dodatku na tylu blogach są życzenia że ja już nie muszę się męczyć , jak ktoś chce niech sobie poszuka, ja życzę tego samego najlepszego :)))

Wczoraj się ubawilam. Potańczyłam. Pośmiałam.
Pretensjonalny wyjątkek przyszedł w złej formie ogólnej co wywołało we mnie wyrzuty sumienia z powodu ilości złej energii wysłanej w jej kierunku. Wyrzuty z każdym kieliszkiem wina mi słabły, jako że słabość spowodowana była temperatura sprzed kilku dni w wysokości  38!
Mam inny poziom empatii, odkąd przeszłam chemię .
Czy moje koleżanki  blogowe rakowe też są takie nieczule?