Przez te 11 lat od diagnozy nie raz zdarzało mi się wspierać i towarzyszyć znajomym chorującym na raka piersi. Nie było to wyzwaniem, czułam, że moje doświadczenie pomaga a do tego przykład, że się da to choróbsko zwyciężyć.
Z innymi rakami radzę sobie gorzej. Bliska koleżanka ma szpiczaka a to w internetach nie wygląda za dobrze. Bardzo ją lubię o serce mi się zaciska. Ale postanowiłam być dzielna i pojechałam do niej na ploty.
Warto było. Chyba się odnalazłam w tym, jak być razem z nią w tym szambie.
Teraz muszę zająć się drugą koleżanką, co ma raka jajnika, to też nie będzie łatwe.
Kurcze, żeby człowiek się cieszył, że miał tylko raka piersi😬👀🥴😜
Dzień dobry
OdpowiedzUsuń\o/?\o/?
]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*
{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>
\~/*
|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?
(_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)?
[_] [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_]
)_(" )_(" )_(" )_(" )_(" )_("
[_] [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_]
(_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)
Towarzyszyłam w trudnym chorowaniu koleżance ze szpiczakiem... Raki w rodzinie też były. Własne doświadczenia bardzo pomagają w umiejętności rozmowy, to prawda, ale pogodzić się ze złym zakończeniem jest bardzo trudno.
OdpowiedzUsuńNie dopuszczam chwilowo żadnego złego zakończenia. Koleżanka jest pod najlepszą możliwą opieką medyczną w Heidelbergu.
UsuńJuż pisałam- jesteś dzielna- w swojej chorobie i we wspieraniu innych. Ja mam doświadczenia z czerniakiem u Młodej- było ciężko, było strasznie, teraz się na razie wyciszyło i oby nie wróciło.
OdpowiedzUsuńMiłej soboty.
Nie wyobrażam sobie, że moje dziecko ma raka...
UsuńTeż sobie nie wyobrażałam, ale jest i to był szok, a teraz trzymamy się, idziemy normalnie do przodu. A tak nawiasem, za Twoją wskazówka, przebadałam się "na różowo" i jest w dobrze:):):)
UsuńOch, czyli presja ma sens!!
UsuńBadajmy się!
Moja koleżanka by się dowiedziała za późno o tym szpiczaku gdyby się nie badała!
Oczywiście, że ma sens. Młoda regularnie chodzi na kontrolę, pilnuje się. przeczytałam o tym szpicaku. Zmroziło mnie. Mam nadzieję, że koleżanka nie poddaje się, a jak piszesz, też jest dzielna.
UsuńMoja córka była o krok od czerniaka. Złapane zostało przez absolutny przypadek q ostatniej chwili
UsuńCzyli jednak nie oszczędziło Wam niepewności, eh... trudne to wszystko
UsuńNa szczęście to nie wiązało się ze stresem q trakcie. Dopiero później do nas dotarło, ile mieliśmy szczęścia.
UsuńA teraz córka żyje pod presją badań przez matkę. Cieszę się bardzo, że jest taka odpowiedzialna
W takich sytuacjach dzieci stają się szybko odpowiedzialnymi, zwłaszcza córki. Moja wymiata, ale syn też jest OK.
UsuńCoś dziś czytałam, ze prokuratura umorzyła śledztwo wobec biskupa D
OdpowiedzUsuńPomimo, ze wszystkie dowody na niego mieli. Mam dwoje przyjaciół prokuratorów i co teraz się tam dzieje to jakiś żart
UsuńChodzi o mojego ulubieńca Dzięgę?
UsuńCzy to inny dziad?
Już wiem...
UsuńCiekawe, czy toczy się proces q Watykanie...
Najtrudniej wspierać najbliższych, szczególnie gdy już się wie jak to się skończy…
OdpowiedzUsuńMama przyjaciela miała szpiczaka, żona profesora medycyny, nie pomogła najlepsza na tamten czas opieka medyczna.
Doświadczenie pomaga, ale czasem utrudnia, gdyż racjonalność bywa okrutna…
Ploty to jest to, rozmowy o wszystkim i o niczym. Dla osoby chorej świat i wszystko co z nim związane nie kończy się tylko dlatego, że towarzyszy jej skorupiak. Traci on na znaczeniu, kurczy się dopiero, gdy choroba pozwala skupić się tylko na złapaniu kolejnego oddechu. Póki tego stanu nie ma jest życie…
Marzena Erm bardzo dobrze to opowiada w swojej rozmowie z Żyłką.
UsuńNie znam tego wywiadu, ale domyślam się, że to ten z Twojego linku
UsuńWokół mnie
za dużo choróbska, wystarczy co 4-tygodniowa wizyta w szpitalu…
Nie dało się tak jak przy cycku (w moim przypadku) zakończyć i odciąć się, żyć bez kolejnych rakowych historii. Noszę w sobie tyle tych historii, że jak nie muszę to kolejne omijam.
I
Może to będzie bezczelne i aroganckie, choć liczę na zrozumienie wypowiedzi, ale nie szukam/ nie czerpię od innych chorych jak sobie radzić i żyć z tym gównem. Dla mnie wzorcem była Mam od lat dziecięcych (zachorowała jak miałam 9 lat) i to właśnie dzięki niej mam siłę i takie a nie inne podejście…
No i przy anemii to mnie wzrusza do łez byle co, więc tym bardziej chronię się.
Ale dodam jeszcze, że poznałam wiele kobiet, które mimo bólu i cierpienia żyją/ żyły pięknie, wiedząc, że nieuniknione zaraz nadejdzie. A my zaskoczeni, że ten kres już nastąpił i kolejnej osoby już nie spotkamy…
Ależ bardzo dobrze rozumiem, co masz na myśli. Twoje doświadczenie jest, że tak powiem, unikatowe...
UsuńJa musiałam sobie dużo rzeczy w głowie poukładać i inni onkologiczni byli dla mnie ważni, bo się okazywało, że nie jestem odosobniona w swoim odczuwaniu czy myśleniu. No i nie umiem tak ubierać w słowa moich przemyśleń, żeby móc innym przekazywać. To czerpię i propaguję.
A Marzena jest obok od zawsze praktycznie i jej nowy rak to obuch w głowę
Pewnie ominęło mnie wiele takich historii blogowych, ale po Miriam (rak jajnika) nie zanurzam się w blogach „rakowych”, choć sama przecież sporo o gadzie piszę i o profilaktyce😉I zawsze,
Usuńjeśli jest taka potrzeba to udzielę wsparcia, choćby tylko słowem pisanym u Cię. Myślę, że to też przez aferę jaka tam się rozpętała. Ale rozumiem potrzebę, bo w chorowaniu jesteśmy różni, mamy tez różne potrzeby, jedyne co jest constans to to, że niezależnie ile i od kogo mamy wsparcie, to tkwimy w tym naprawdę sami… Wiem, że wiesz o co mi chodzi…
Nie mam osobistych doświadczeń,ale rozumiem,że w że nie ma jednej drogi dla wszystkich.Ktoś może potrzebować rozmowy z terapeutą,wnikliwej analizy sytuacji.A ktoś inny za wszelką cenę bedzie szukał boga..może go znajdzie w lesie a może w śmiechu dziecka..To nie ma znaczenia.Ważne,by wykorzystac każdą szansę. ..tak zrozumialam Marzenę.
UsuńBardzo dobrze wiem. I nie dotyczy to tylko raka. W każdym gównie siedzi się pojedynczo.
UsuńEwa
UsuńNie ma jednej drogi, to prawda. Dlatego do pasji doprowadzała mnie pewna taka, co z pogardą wyrażała się o każdym, kto inaczej niż ona podchodził do swojego chorowania.
Wpisałam się nie tu gdzie chciałam. Excuse-moi 🥰
Usuńoraz Rybko. - racja z tym samotnym siedzeniem w gównie.
Nawet najbliższa osoba tego nie może zmienić...
UsuńTak, właśnie tak.
UsuńPrzeczytałam też co niżej napisałaś masce.
Bardzo często mówię o tym porównywaniu, że tak nie można. Bo każdy rak jest inny, nawet jeśli dotyczy tego samego narządu, jest tego samego typu...ALE! Nasza reakcja na leczenie czy to organizmu, czy psychiki też jest różna. Lęków, strachów, doświadczeń nie da się porównać i nie można bagatelizować. Na każdym etapie choroby my sami też inaczej podchodzimy, a jest to związane nie tylko z leczeniem, ale też w jakim miejscu jesteśmy w życiu. To tyle składowych, naszych osobistych, intymnych, że jak słyszę, że inni mają gorzej, albo o boże ile ty musiałaś przejść, to nóż mi się w kieszeni otwiera. Albo- ja nie dałabym rady. No skąd to wie?
Z drugiej strony rozumiem też, że ludzie wypowiadają te w sumie lekceważące słowa w dobrej intencji, żeby umniejszyć powagę sytuacji, wyśmiać gada i strach... Dlatego dawanie wsparcia, wyczucie co w danej chwili chory potrzebuje to nie jest prosta sprawa. I bywa, że przynosi rozczarowanie. Ale również chora osoba też musi się nauczyć rozmawiać o swoich potrzebach i oczekiwaniach, nie zrażać się czasami niefortunnymi słowami... A to nie dla wszystkich jest łatwe. Z obu stron.
Dlatego ciężka choroba jest tak ciężka. Wszyscy muszą się nauczyć trudnych rzeczy.
UsuńTeż nie mogę znieść tego, och
ja bym nie dała rady.
MamaHani choruje od 18 lat i jest wolontariuszką w szpitalu i działa prężnie u Amazonek...pomaga bardzo, bo czuje, że powinna. Macie tak samo. Wsparcie jest bardzo potrzebne. A w kraju tutejszym szczególnie, bo w tym gąszczu bardzo trudno... trzymaj się.
OdpowiedzUsuńJa tam dużo nie robię. Może czasem na blogu ktoś znajdzie nadzieję. Oby.
UsuńW każdej chorobie potrzebne jest wsparcie, ale rzadko ktoś potrafi je dać. Rok temu dostałam diagnozę "rak skóry". W pierwszym odruchu podzieliłam się nią z kilkoma osobami. Reakcją było wsparcie typu "Taki rak, to nie rak. Inni mają gorzej " , "Niemożliwe, żebyś miała raka. Na pewno lekarz się pomylił", "U mnie też wykryli raka, a potem się okazało, że to nie był rak". Niech sobie w buty wsadzą takie wsparcie. Strasznie mi z tym było, więc przez wszystkie procedury przeszłam sama i po cichu.
OdpowiedzUsuńTowarzyszyłam w chorobie i odchodzeniu szwagierce. Nie rozmawiałyśmy o chorobie. Za to były rozmowy o gotowaniu, o wnukach, o pogodzie i o tym, która pielęgniarka z domowego hospicjum była ostatnio u fryzjera. Ten ostatni etap był dla nas obu przepełniony codziennością. Było pogodzenie się z sytuacją, akceptacja, przytulenie. Wtedy dawałam radę. Teraz jest mi trudno.
Pozdrawiam.💖
Och, nawet nie umiem wyrazić jak mnie wścieka takie lekceważące podejście! Nie ma nic wspólnego ze wsparciem. To jakiś rodzaj zazdrości, że się nie jest w centrum uwagi.
UsuńJakie to ważne, żeby w chronologiczny żyć nie tylko chorobą! Żeby pozwolić odchodzącemu oddychać normalnością!
UsuńUmieranie to też życie.
A brak człowieka to już dziura...
*w chorobie
Usuń