czwartek, 7 sierpnia 2025

Przymusy

 Justyny komentarz przypomniał mi, jak to kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Polsce czuliśmy przymus bywania na obiadkach niedzielnych, a to u jednej rodziny a to u drugiej. Nie było mowy o piżama sunday. Wycieczka za miasto by była jakimś usprawiedliwieniem uniknięcia obiadku ale chęć przeczłapania leniwie dnia już nie. 

Bosheee jak ja odetchnęłam z ulgą po wyjeździe z Polski! Bardzo potrzebuję takiej swojej przestrzeni!

Wiem, że moje dzieci nie czują żadnych przymusów z naszej strony. A mamy bliskie, dobre kontakty, lepsze niż my mieliśmy z naszymi rodzicami.

Zdanie Moniki,  nazwane deserkiem,  "nie da się do końca wydorośleć bez znalezienia swojego miejsca, które jest poza zasięgiem rodziców" bardzo oddaje moje uczucia i moje wydoroślenie.

I bardzo mi dokuczyło zatkanie miasta z powodu zaprzysiężenia Batyra...

Oraz wiśnie to najlepsze owoce świata!

34 komentarze:

  1. Dzień dobry
    \o/?\o/?
    ]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*
    {_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>
    \~/*
    |_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?
    (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)?
    [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_]
    )_(" )_(" )_(" )_(" )_(" )_("

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, to że się wyjedzie nie rozwiązuje problemu. On nadal będzie tylko w innej postaci - codziennych rozmów telefonicznych, obowiązkowych urlopów z najbliższymi, tłumaczenia się z podjęcia takich czy innych decyzji 🤷‍♀️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie nic takiego się nie zadziało. Raz tylko spędziliśmy z teściową jedne wakacje zimowe
      28 lat temu rozmowy telefoniczne były okropnie drogie;)
      Choć jednak masz robię racji. U nas problem się robił kiedy jechaliśmy do Polski. Teściowa zgarniała mi męża i np święta spędzaliśmy praktycznie oddzielnie..
      Aż nadszedł moment, kiedy mąż powiedział basta i zostaliśmy w lux na BN.


      Usuń
  3. Miałam ten sam problem, a święta to była masakra.
    U syna bywamy raz w miesiącu, jego teściowie, to inna bajka.
    Gdy byłam w ciąży wiśnie pożerałam tonami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O!
      Tylko w ciąży?

      Kurcze, czarny rodzice robią takie rzeczy dzieciom? Na siłę kupują obecność??

      Usuń
  4. Nas nikt nie zmuszal, nie zapraszal. Cieszyli sie gdy z wlasnej, nieprzymusowej woli wpadalismy na krocej czy dluzej. Tak samo oni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Norma. Czesciej wspolne wyjscia, spotkania. Jesli odwiedziny to zwykle z konkretnego powodu: pomocy w pracach itp. Wczesniej ustalone i dopasowane bo przeciez i rodzice/tesciowie jak i my maja/mamy swoje zycia, prace, znajomych.

      Usuń
    2. Z tesciami bylam po imieniu a moja polowa z moimi rodzicami. Do obcych i innych czlonkow rodziny mowi sie o rodzicach mama i tata. Z domu wyfruwa sie w wieku 16 lat i wraca sie gdy dom zostaje w spadku. :)))

      Usuń
  5. Ja jestem bardzo rodzinna. Raczej nie odczuwałam dyskomfortu z powodu dużej ilości bliskich wokół mnie. Nie odczuwałam też przymusu, odwiedzając dziadków, rodziców, czy teściową. Ale miałam też to swoje własne miejsce poza zasięgiem rodziców. Jedno drugiemu nie przeszkadza. Moje dzieci mają swoje światy, każde na swój sposób. Córka jest bliżej i ze względu na odległość, i jeśli chodzi o bliskość psychiczną. Moja siostra się szybko i dość mocno odseparowała od rodziny, ale z córką ma ścisły kontakt, nawet zbyt ścisły, bo córka (teraz już po czterdziestce!) mieszkała bliziutko, codzienne wizyty były normą, a teraz znów mieszka z nią. Różne sprawy miały na to wpływ, ale śmieszy mnie to, bo kiedy mój syn miał tak 21, 22 lata, ona pytała, dlaczego ja "pozwalam" mu z nami (rodzicami) mieszkać, bo przecież powinien już iść na swoje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem sobie nawet z dziećmi żartujemy, jaki to by był dla wszystkich koszmar gdyby z nami mieszkały😅
      Bardzo potrzebna mi przestrzeń bez ludzi. Nawet od męża muszę czasem odpocząć;)
      Często człowiek nie widzi tego u siebie co widzi u innych.

      Ja też jestem rodzinna ale przymus i fochy bo się nie przyszło na obiad od razu mnie odrodzinniają.

      Usuń
  6. uciekłam z domu dość klasycznie czyli na studia. po śmierci ojca dostawałam rentę więc gospodarzyłam się kasą sama. ..
    Lubiłam niedzielne lub sobotnie obiadki u teściów... bardzo, to byli przemili mądrzy ludzie, spędzanie z nimi czasu była sama przyjemnością zarówno kulinarną, jak i mentalną. intelektualną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po cichu mam nadzieję, że nasza synowa i zięć tak nas widzą, i lubią z nami spędzać czas.
      No i nie zdarza się to często😅

      Usuń
    2. Chyba nikt w rodzinie ani poza nią nie kojarzy mnie z umiejętnościami kulinarnymi😀 Poza tym ja mam dużą potrzebę autonomii,moi młodzi jeszcze większą.Wudaje mi się,że obyczaje się zmieniły,nie ma już pokolenia matek i babć,które cały dzień spędzały przy garach i piekarnikach.Byc może pokolenie naszych rodziców w ten sposób,przygotowując duże ilości jedzenia,kompensowalo sobie wcześniejsze niedostatki.Bardzo lubię spotkania z moimi dzieci,uwielbiam wnuczkę,ale to niekoniecznie to muszą być tzw.niedzielne obiadki.

      Też jestem z sekcji wiśnie😊 czereśnie mogą nie istnieć.

      Usuń
    3. Jakby to napisać.. Ja urządzam niedzielne obiadki, ale bez przymusu. Jeśli pasuje im i nam, to miło nam pobyć razem. Obiad jest tylko pretekstem, ale gotuje, co wnuki lubią i cieszę się, jak chwała. Co w tym złego?

      Usuń
    4. Bogusiu
      Ależ nic! To wspaniałe! Ale czy strzelasz focha jak im nie pasuje?
      Wątpię

      Usuń
    5. Ewa, zdecydowanie wiśnie!!

      Usuń
    6. Oczywiście, że nie. Jak pisałam, bez przymusu.. A po obiedzie jest czas dla wnuków , na zabawy, gry i przyjemności...

      Usuń
    7. Bo to w tych szatazach emocjonalnych jest problem. Nie w obiadkach.

      Usuń
  7. Bogusiu,super!Patrzeć jak rosną wnuki,jak się zmieniają -bezcenne.Nie czuć się przy tym zobligowana do robienia czegoś wbrew własnej woli czy chęci.W tym sensie to widze😊

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja uwielbiam rodzinne niedzielne obiadki z rodzicami,siostrą i jeszcze do niedawna z dziecmi...bo niestety wybyly w swiat.. Te chwilę z 80 letnimi rodzicami i najbliższymi sa bezczenne.Oczywiscie nie co tydzień i często w dobrych restauracjach a nie w domu ale czekam na te biesiady. Moja rodzina to skarb! Na zaprzysiezeniu Karola Nawrockiego widzialam minę kolaboranta niemieckiego tuska..to jednak juz tylko czlowiek mem ! Pozdr. Weronika z Krakowa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Weroniko! Masz rację, kochająca się i pełna szacunku rodzina to wielki skarb!
      A mina Pana Premiera Donalda Tuska, człowieka wartości i polskiego patrioty, była po prostu adekwatna do sytuacji!

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ja się brzydzę alfonsami żerującymi na starych ludziach, co poradzę

      Usuń
  9. O nie, nie, nie!!! CZEREŚNIE!!😆

    OdpowiedzUsuń
  10. Na szczęście i rodziców, i teściów miałam daleko, więc rodzinnych obiadków nie było. Syn z rodziną bywają u nas rzadko. Choć mieszkamy w jednym mieście, to trudno nam zgrać swoje grafiki. Młodzi pracują również w weekendy, wszyscy ciagle gdzieś studiują i jeśli chcemy sie spotkać, to musimy zaplanować to z dużym wyprzedzeniem. Poza tym chyba wszyscy lubimy piżamowe niedzielę.

    OdpowiedzUsuń