Pamiętacie je?
U mnie w Warszawie na podwórkach rosły gdzie niegdzie takie drzewka z czerwonymi kwaśnymi owocami. Bardzo je lubiłam i dużo jadłam. Ciekawe, co to właściwie było? Jest? Czy to nie rakotwórcza trucizna?;))
U babci jadłam też tzw chlebki. To rosło z jakiejś takiej rośliny niskiej, jak trawa. Też nie wiem co jadłam. Może to były z tzw babki? Babka była dobra na wszystko, znaczy na rany się przykładało. Na wsi nie było apteki. Znaczy była taka pani, co miała siostrę pielęgniarkę w Warszawoe i ta siostra wynosiła ze szpitala leki i opatrunki i tak sobie dorabiała.
Fajnie móc tak sobie powspominać na stare lata.
Dzień dobry
OdpowiedzUsuń\o/?\o/?
]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*
{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>
\~/*
|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?
(_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)?
[_] [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_]
)_(" )_(" )_(" )_(" )_(" )_("
[_] [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_]
(_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)
Była też na łące "zajęcza kapusta" i szczaw i mirabelki 😃😃
OdpowiedzUsuńMirabelki miały u mnie nazwę glupki😆
UsuńNie głupki,tylko glupki😆
UsuńMirabelki to normalne owoce
UsuńGlubki, bo bylo- nazbieraj gluBek na kompot:)( wciąż mi poprawia na głupków:)to takie było pospolite-, do czasu- gdy kupiłam sobie francuską konfiturę z mirabelek!Doceniłam, że jadalam delicje😀
UsuńMój sąsiad robi przepyszną mirabelkówkę!
Usuńjadłam też orzeszki buka i piłam wiosną sok z brzozy a matka gotowała nam rosół z młodych gołębi (ojciec hodował)
OdpowiedzUsuńA tak, rosół z gołąbków pamiętam...ojciec kupował je na targu, ale tylko dla dzieci.
UsuńŻałuję, że nie znałam orzeszków buka wtedy
UsuńRajskich jabłuszek nigdy nie jadłam. Za to jadłam zupę szczawiową na szczawiu zebranym przy drodze, a nie takim kupionym s klepie.
OdpowiedzUsuńNo, PRL ludzie sami rozkradli :)
Szczaw to się zbierało po polach. U mnie w Warszawie na trawniku też rośnie;)
UsuńByć może, to był ten tzw. boży chlebek, dziki ślaz?
OdpowiedzUsuńMiał tak z 5 mm średnicy
UsuńTo nie wiem?
Pasowałoby.
UsuńJa chętnie jadłam szczaw i rabarbar, a jak był sezon na maliny, to już w ogóle laba 😃
Te owoce z sadu, wszystkie pożerałam poza czarną porzeczką
UsuńPodobno najwiekszą stratą dzieci w ostatnim trzydziestoleciu jest to,ze nie mają przestrzeni wolnej od dorosłych.Chyba cos w tym jest. Znam te wszystkie "wynalazki",ale ich nie probowalam,po tym, jak mojego brata bolal brzuch po takich rożnych.Szczaw na zupę jak najbardziej z ogrodka,pyszne te szczawiowe byly z jajkiem"w koszulce".
OdpowiedzUsuńAle mi się chce takiej szczawiowej!
UsuńZadumałam się nad tym o dzieciach...
UsuńTemat dla socjologow.
UsuńWiele razy probowalam ugotować taką zupę,ale nigdy nie smakowala tak jak u babci.
Socjologia to jest bardzo ciekawa nauka
UsuńNic nie smakuje tak jak kiedyś u babci
chlebek pamiętam tylko świętojański, takie suszone strąki, ale to nie rosło w Polsce, tylko kupowało się na bazarze na Polnej sprowadzane z Turcji... to od lat zresztą funkcjonuje dalej na rynku, ale w wersji zmielonej jako karob, można kupić w wielu sklepach eko, czy z inną niecodzienną żywnością...
OdpowiedzUsuńrajskie jabłuszka kojarzę, choć rzadko miewałem z nimi do czynienia...
ktoś wspomniał o mirabelkach, ale oprócz nich są jeszcze lubaszki, takie żółte śliweczki, które były niezłe na kompot...
zupę szczawiową też pamiętam... jadało się też różne grzyby, takie jak opieńki miodowe, twardzioszki czosnaczki, oraz rzecz jasna kanie... te ostatnie zresztą kupowałem jeszcze niedawno na ulicy u pań dorabiających do emerytury kwiatami z działki, sznurowadłami, pumeksem i wkładkami do butów...
wykopywało się też dziki chrzan, ale to było dość pracochłonne, bo nieraz potrafił rosnąć w ciężkich glebach, kamienistych, czy nawet przetkanych gruzem, więc nie zawsze udawało się pozyskać cały korzeń, jakiś tam drobne fragmenty często się urywały i zostawały w podłożu...
no, i na dodatek sok z brzozy, do którego jednak trzeba było mieć nieco cierpliwości, aby nadoić większą ilość...
p.jzns :)
No niezła ilość dzisiaj egzotycznych potraw!
UsuńChlebki, czyli owoce ślazu zaniedbanego, chyba wszystkie dzieci jadły :-) Rajskie jabłuszka spotkałam dopiero niedawno, są jak najbardziej jadalne, ale bardziej efektowne, niż smaczne. Szczawiową gotuję do dziś, w dzieciństwie jej nie cierpiałam. Pamiętam za to jabłka- papierówki z dziadkowego sadu, dziś praktycznie nie do kupienia. I jeszcze "winko" czyli lekko musującą lemoniadę z płatkami chabrów, w wielkiej tajemnicy robiłam je z siostrą :-)
OdpowiedzUsuńPapierówki!
UsuńTen smak!
Ach!
O tym winku nie słyszałam
Za to robiliśmy podpiwek
Gruszki - ulęgałki! Pycha. Musiały poleżeć, żeby zmiękły i nabrały słodyczy. Takie prosto z drzewa były strasznie twarde. U nas rosły przy między.
OdpowiedzUsuńTak, ulęgałki!
UsuńTen "boży chlebek" to tasznik pospolity 😃 Jeżeli masz na myśli te listki w kształcie serduszek 🙂
OdpowiedzUsuń-Aśka-
Muszę się poprawić - te listki to nie listki, tylko owoce 🙂
Usuń-Aśka-
Tak, to chyba to!
UsuńBardzo dziękuję!
Zaraz sobie poguglam!
Kocham moich czytaczy😍
Ach !
UsuńNie!
Tego tasznika też jadłam
Ale mi chodzi o take coś, co nie ma gałązce, na poziomie trawy na listku było. Grubsze takie
Hmm... No to poza babką zwyczajną i lancetowatą nic innego mi nie przychodzi do głowy 😃 Jednego możesz być pewna - nie było trujące skoro do dziś masz te wspomnienia 😉🙃
Usuń-Aśka-
Musi babka zwyczajna
UsuńDziękuję za przypomnienie o serduszkach♥️
Usuń🙂
Usuń