sobota, 7 czerwca 2025

Przestrzeń

 Ciekawy komentarz zostawiła wczoraj ewa

Że teraz dzieci nie mają przestrzeni bez dorosłych. 

A jak to było z nami?

Zwłaszcza na wakacjach u babci na wsi miałam mnóstwo swobody. Chodziliśmy np nad rzekę sami, myślę, że już jako 7 latka z innymi dziećmi z rodziny i ze wsi spędzaliśmy tam czas. Rzeczka nie była głęboka ale jednak. Zresztą mam do dzisiaj jedną traumę z tym związaną, ręcznikową. Zawsze było tych ręczników za mało i bardzo szybko były kompletnie mokre. Teraz mam bzika na punkcie ładnych i dobrych. 

Tak, mieliśmy przestrzeń bez dorosłych. I o dziwo przeżyliśmy. 

Choć pewnie nie wszyscy

34 komentarze:

  1. Dzień dobry
    \o/?\o/?
    ]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*
    {_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>
    \~/*
    |_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?
    (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)?
    [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_]
    )_(" )_(" )_(" )_(" )_(" )_("
    [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_]
    (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hania ma prawie osiem lat i tak - ma prawo do wielu rzeczy, np nosi rozpuszczone włosy i ubiera się tak jak chce
    i ja jestem z siebie dumna że nie komentuję "złapie wszy w szkole" itd

    i od dawna ma prawo do spędzania z nami dziadkami czasu, nie myśl sobie, że to naturalne, współczesne matki niechętnie pozwalają dzieciom na to
    ale na plac zabaw chodzi z rodzicami, zakupów sama nie robi, z rówieśnikami bawi się pod nadzorem rodziców

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jak to współczesne matki nie dają babciom dzieci??

      Usuń
    2. nie mają zaufania zwłaszcza do teściowych twierdząc, że męża i dzieci należy odciąć bo są odrębną rodziną, że babcie mają destrukcyjny wpływ
      na moje wielkie szczęście Asia ma inne zdanie i powierza nam Hanię bez obaw

      Usuń
    3. Cóż
      Różne są babcie. Czasem synowe mogą mieć rację
      Moja kochana synowa ma do mnie ogromne zaufanie. Twoja Asia też wrote, jaką ma cudowną babcię dla wnuczki

      Usuń
  3. Nadopiekuńczość widuje się na każdym kroku. Z jednej strony nadopiekuńczość, z drugiej zbytnie poluzowanie, jeśli chodzi o kindersztubę. Na szczęście bywają mądrzy rodzice.
    Ja podobno już jako 4-latka jeździłam sama tramwajem do przedszkola, motorniczy pilnował bym wysiadła bezpiecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kryste!!
      No to chyba już była przesada!

      Usuń
    2. Oj, to było sto lat temu, miasto małe, jeden tramwaj ;-)

      Usuń
    3. W Krakowie,ponad 30 lat temu,moja kolezanka bedaca po rozwodzie i nie bardzo mająca możliwość ciąglej opieki nad swoim dzieckiem,była zmuszona je szybko usamodzielnic.Drobna ,mala dziewczynka w wieku 5,no może 6 lat jeździla sama tramwajem przez cały Krakow,by dotrzeć do szkoly/przedszkola..nie pamietam szczegołów. Kogos zaniepokoiło samotne dziecko i zglosił sprawe na policję/do opieki spolecznej ,nie wiem gdzie jeszcze.atce,obojgu rodzicom - pracownikom naukowym UJ - groziło pozbawienie praw rodzicielskich.

      Usuń
  4. Zgadzam sie z Ewa i z Toba. :) Dziecinstwo obecnego pokolenia jest inne niz poprzrdnich pokolen rodzicow czy dziadkow. Oczywiscie swiat sie zmienia ale.. zawsze jest jakies ale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak
      Zawsze jest jakieś ale
      Zmiany zawsze przynoszą coś złego i coś dobrego

      Usuń
  5. Nasz Pańcio miał i ma sporo tej przestrzeni. Zostawał nie na długo sam w domu ( wyjście do sklepu) , jeździł już jako grzdyl (5-6 lat) rowerem po chodniku do babci jednej czy drugiej. Do nas miał 500m, ale w drugą stronę 3 km. Tuśka i Misiek jeździli tyle sami do szkoły, więc to było naturalne, a ja się nie wtrącam, bo jak swoim dzieciom pozwalałam to dlaczego nie wnukom? Szybko też chodził do sklepu coś sobie kupić słodkiego i to przechodząc na drugą stronę ulicy w najbardziej ruchliwym miejscu ( u drugiej babci, która najpierw stała i patrzyła jak się zachowuje, a potem już spokojnie puszczała go razem z jego kuzynem w jego wieku) Bo mieszkając na wsi, choć trudniej spotkać się na placu zabaw z dzieciakami, to dużo łatwiej o taką samodzielność. Choć z kolegami spotykał się na boisku. Był tam zawożony, albo jechał rowerem/hulajnogą, ale nikt ich tam z dorosłych nie pilnował, jak grali np w piłkę Teraz jako 13-latek to już zostaje sam w domu na noc, gdy dziewczyny wyjeżdżają, ale też już rok temu a może dwa przyjechał rowerem sam z Miasteczka (9 km) do nas. Są dwie drogi, główna i taka, gdzie połowa ma ścieżkę rowerową, a potem przez las…
    Miał szybko telefon, więc zawsze był kontakt i się meldował. Zoncia ma zegarek z którego może dzwonić, ale na razie jak zostaje sama, bo zostaje to pod opieką starszego brata. Bo też nie ma takiej okazji do tej przestrzeni, jaką miał Pańcio w jej wieku, odkąd już nie mieszkają na wsi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę powiedzieć, że Pańcio jest wyjątkowo jak na te czasy samodzielny

      Usuń
    2. Mnie zastanawia coś innego, jak to się stało że Pancio ma już 13 lat 😂

      Usuń
    3. Zaraz już matura!
      Ślub i dzieci😁

      Usuń
    4. tak, bardzo samodzielny, zresztą od małego albo u nas albo u drugich dziadków, gdzie chodził na plac zabaw przy szkole.. Rok temu w wakacje z kolegą już sam pojechał pociągiem do ŚM na jeden dzień do centrum handlowego, akurat jest niedaleko dworca. Ale też chodzi z kolegami np. na pizzę w Miasteczku, o rowerze nie wspomnę...
      Środowisko ma znaczenie... tu się wszyscy znają albo wiedzą o sobie, więc łatwiej zaufać. Doniosą jakby na przykład, zamiast chodnikiem jechał szosą... ;p i jednak to, że można mieć cały czas kontakt z dzieckiem poprzez telefon, to mimo iż czasy są inne, choćby większy ruch na drogach, to zawsze przed było szkolenie, potem obserwacja, czy aby na pewno stosuje się do przestróg. Nie każde dziecko można puścić samopas...

      Ostatnio mieliśmy taką sytuację, że był u nas i pojechał hulajnogą do kolegów, a przyjechał z prawie ogoloną głową. Okazało się, że się założył z kolegą, że zjadą z czegoś tam na tej hulajnodze, ale obaj stwierdzili, że jednak to nie jest bezpieczne i karnie poszli ściąć włosy, bo o to był zakład, że kto nie zjedzie ten idzie do fryzjera.

      Meluś, no nie wiem, kiedy to zleciało, szczególnie te 8 ostatnich lat ;)

      Usuń
    5. No szacun dla tych młodych łysych ludzi!

      Usuń
    6. Roksanko, mam tak samo! Nie wiem kiedy to zleciało, szczególnie te 8 ostatnich lat :))

      Usuń
  6. Jasper Jull pisał o tym w swojej książce. Dzieci nawet jeśli bawią się razem na placu zabaw, to obok są rodzice gotowi zareagować natychmiast gdy pojawi się najmniejszy konflikt.
    A jak było z nami? Od rana do wieczora w wakacje a w roku szkolnym popołudniami, bawiliśmy się na dworze, bez kontroli rodziców. Trzeba było od czasu do czasu przyjść i zameldować mamie że żyjemy 😂😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak było. Czasem się krzyczało do mamy z dołu, żeby coś zrzuciła z balkonu. Albo się słyszało, Ryyybaaaa, do dooomuuuu!

      Usuń
    2. Nasza mama miała na nas sposób🙈 Wychodziła i wołała nas tylko raz, bo za drugim razem był komunikat: Mela, x, x, z do waaannnyyy!!!! I tego chcieliśmy uniknąć 🤣🤣🤣

      Usuń
  7. Miałam mniej przestrzeni, niż moje koleżanki i koledzy z podwórka. Nie mogłam poza teren podwórka wychodzić bez pozwolenia (a pozwolenia udzielane były bardzo rzadko), inni mogli np. bawić się w podchody na sąsiednich uliczkach. Ale do sklepu, do szkoły chodziłam sama. U cioci na wsi wpadałam do domu tylko na posiłki, poza tym latałyśmy z siostrą, gdzie chciałyśmy. Moje dzieci też miały swobodę. Wyglądałam na nie od czasu do czasu przez okno, kiedy były małe, a później ograniczeń było niewiele, miały powiedzieć, gdzie idą i wrócić na umówioną wcześniej godzinę.
    Teraz jest całkiem inaczej. Co prawda wnuków nie mam, ale znajomi mają, więc widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje dzieci były wożone do szkół i przedszkoli. Czasem przez nas, czasem przez autobusy szkolne. Czasem syn używał roweru jak już miał 17. Lat. A było daleko do szkoły.
      Mimo to w wieku 18 lat wyprowadzili się i byli samodzielni

      Usuń
    2. Moje miały szkołę pięć minut od domu i to bez zbytniego pośpiechu. Zresztą ja też do tej szkoły chodziłam. Dzieci wyprowadziły się dość późno. Najpierw córka, bliziutko, do sąsiedniego bloku, potem wróciła na troszkę, a potem już do Warszawy i dotąd tam mieszka, a potem syn, ale, że tak powiem, walnął z grubej rury, od razu do Londynu. Ale oboje przed trzydziestką.

      Usuń
    3. U mnie to cena emigracji, te szkoły daleko od domu

      Usuń
  8. Melu,widać,żeś pedagog, brawo!
    Ja mialam podobnie jak Rybka z wyjątkiem kąpieli w rzece.Tu mielismy zakaz,ktorego moj mlodszy,ale bardziej odwazny brat nie zawsze przestrzegał:)) Tak bylo u babci - wolnosc i swoboda z niewielkimi ograniczeniami:))I cala chmara dzieciakow czesto ze sniadaniem w postaci kromki chleba w ręce..resztę sie organizowało we wlasnym zakresie - jablka,jgody,co tam kto mogł.Piekny,beztroski czas.
    Wnuczka - chyba stosownie do wieku,nie robimy z niej dorosłej na siłę.Sama wraca ze szkoły,ma blisko,zna kody,zamki,nigdy nie zgubiła kluczy..w przeciwienstwie do mnie:)) Drobne zakupy w pobliskim warzywniaku tez robi.Oni mieszkają w malej miejscowosci,tez sie tu ludzie znaja.Potrafi pojechac autobusem,sprawdzic w telefonie gdzie wysiąść,a gdzie są korki i czy ktorys rodzic moze byc p;óźniej.
    No i to,że w ubiegłym roku pojechla na oboz sportowy,a teraz na 2 tyg. na zielona szkołę.Jej kolezanki nie chcialy ,bo bez mamy to one jeszcze nie.Ja to rozumiem,kazde dziecko jest trochę inne.Ja jeżdzilam na kolonie,później na obozy od wczesnej podstawowki,a moj teoretycznie odważny brat byl raz i przez caly turnus płakał:))

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale post o czym innym.Myslę,ze rzeczywiscie tej wolnosci od nadzoru doroslych wspolczesne dzieci mają dużo mniej. Powody chyba wszyscy znamy.Czy ucierpią na tym tzw.kompetencje spoleczne ? nie wiem,niech ocenią fachowcy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak trochę inaczej, my jako dzieci wiedzieliśmy co można było zjeść z łąki, a co nie, ktoś nam to przekazał, nie sądzę by rodzice, czy babcia...
    Do przedszkola syna odprowadzałam, natomiast szkoła była blisko, na tyle, że jak na początku go odprowadzałam, to musiałam obejść całą szkołę, szybko jednak syn odkrył, że wystarczy przeskoczyć przez płot i już był przy wejściu😁

    OdpowiedzUsuń