Poznałam ją w Belgii, nasi synowie byli w tej samej klasie, jej syn przyjechał rok później niż mój, i bardzo był smutny w szkole. Moje dziecko bardzo mu pomagało, jak 4latek 4 latkowi.
Valery gdzieś tuż po 30, jako pracownica korpo, wylądowała w Gruzji. Była już po 3 rozwodach, Czad, no nie? I poznała Zurę. Zura kochał przyrodę, a najbardziej konie. Zakochali się od pierwszego wejrzenia. A że wszystko działo się w ortodoksyjnym środowisku prawosławnym, to ślub był im niezbędny i doszło do niego błyskawicznie. Ona zakochała się nie tylko w Zurze ale i w religii. Z dnia na dzień z osoby niewierzącej stała się praktykującą chrześcijanką.
Urodził im się ukochany syn. A ponieważ jej praca wymagała częstych zmian zamieszkania, jej mąż i syn podróżowali razem z nią. Zura był mężem przy żonie. Mieszkali i w Belgii i w Egipcie i w Chinach.
Kiedy zachorowałam przyjechała do mnie, żeby wesprzeć. Okazało się, że cała jej rodzina jest obarczona mutacją brca... Żeby było śmieszniej, ona jedna nie;).
Wczoraj umarł jej mąż. Wysportowany jeszcze nie stary człowiek, ledwo skończył 50 lat. Nie wiem, co się stało... Zrobiło mi się strasznie smutno... Bardzo go lubiłam...
To sobie opisałam tę ładną historię
Ku pamięci...