na tym znam się słabo
mimo, że moja mama umarła na raka to ja byłam daleko i mam przykre poczucie że nie zdałam egzaminu
mimo, ze moja przyjaciółka chorowała na raka, bo jak zachorowałam ja to popatrzyła mi w oczy i powiedziała - dopiero teraz mnie zrozumiesz
bardzo trudno jest być osobą towarzyszącą choremu na raka
chorzy są śmiertelnie przerażeni, czasem agresywni, czasem po prostu załamani czy smutni
pół biedy jak się wszystko dobrze kończy
choć i wtedy często latami muszą swoje życie podporządkować choremu
gdy nie ma hapiendu do ciężaru towarzyszenia dołącza żałoba
osobiście uważam, że łatwiej jest być tym chorym:/
mój mąż spisał się wspaniale
był opoką, skałą, i rozbrajał mnie poczuciem humoru
ja akurat tego potrzebowałam,
choć potrzeby są różne...
Dzień dobry :)
OdpowiedzUsuń\o/?\o/?
]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*
{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>
\~/*
|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?
(_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)?
[_] [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_]
)_(" )_(" )_(" )_(" )_(" )_("
[_] [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_]
(_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)?
Napisałaś to tak, że ani jednego słowa nie mogę teraz wydobyć...może potem...
OdpowiedzUsuńOj.
UsuńSwoją drogą nie tylko rak to taka choroba.
Nie, nie, to nie o to chodzi. Nie jest potrzebne "oj" :)
UsuńPięknie napisałaś, musiałam pomyśleć :)
Rybko,ja wczoraj nie zabieralam głosu,z prostego powodu-nie chorowałam na raka.Dokladniej zrozumiałam przez co przechodzą ludzie dotknięci skorupiakiem,kiedy przeczytałam Chustkę i trafiłam na blog Madzi.
OdpowiedzUsuńPamiętam tez blog(nie pamiętam nazwy)gdzie pare lat temu pewna pani opisywala mękę po chemii,kiedy to wracając z DCO pociągiem miala wiadro miedzy nogami.Chorowanie majac dodatkowo trudna sytuacja materialna -jest jak przyslowiowy gwóźdź do trumny...
Wczorajsze komentarze kochanych Fariatek,które opisywaly swoja walkę z gadem na pewno byly niezwykłym źródłem wiedzy dla tej Osóbki polecanej przez Klarkę...
Wracając do tematu ....
Owszem starałam się jak mogłam wspierać Madzię dobrym słowem,zdaje sobie sprawę,ze taka pomoc na odległość ma sie nijak do pomocy bezpośredniej.Dla osób opiekujących sie chorymi czy to domownicy,czy pielęgniarki,mam najwyższe uznanie.....
Mam nadzieję że osóbka taką dozna jakowegos pocieszenia
UsuńOwocku,
Usuńobecność jest ważna. To że ktoś jest. Uśmiechnie się, pogada niekoniecznie o chorobie. Wspólnie pomilczy. To też jest pomoc...
Bardzo ważna. Telefon przyjaciółki która pogada o dupie Maryni - bezcenny
UsuńWy najlepiej potraficie do tego podejść,skoro zwykle rozmowy i szczere słowa potrafią troszkę dopomoc-to tak jest :-)
UsuńTu juz jestem troche blizej tematu. Tez nie zdazylam pozegnac taty osobiscie, ale telefonicznie bylam na biezaco. Polski system nie dal mu szansy sprobowac wyzdrowiec, choc wtedy nikt mu wprost nie powiedzial tego, co uslyszeli niedawno pacjenci z rakiem prostaty, kiedy drastycznie podniesiono cene leku ratujacego zycie, a mianowicie, ze nie oplaca sie wydawac takiej kasy, zeby przedluzyc komus zycie o kilka miesiecy.
OdpowiedzUsuńTo tak apropopo obroncow zycia z pisu.
Ament
Strasznie to smutne. A bezsilność rodziny top koszmar
UsuńU taty poszlo szybko, po 2miesiacach od diagnozy zmarl w szpitalu. Te ponad 20 lat temu bylo inaczej. Nie rozmawialo sie wprost z pacjentem. Dzis bym z nim rozmawiala, wtedy mialam malutkie dziecko, karmilam i bylam stanowczo za mloda. Z mama bylo inaczej. Choroba rozwijala sie powoli na wszystkich etapach. Ostatni rok nie wstawala z lozka i opiekowalysmy sie nia z siostra. Nasze rodziny nie funkcjonowaly normalnie. To trudny czas dla wszystkich. Nawet jesli sie wie, ze ratunku juz nie ma, chce sie ulzyc, pomoc, cos zrobic. Och... Temat rzeka!
OdpowiedzUsuńTo bardzo trudny czas dla rodziny!!!!
Usuńbardzo, bardzo trudny. I tak jak (biję się w piersi) często mam zdecydowane poglądy na wiele tematów, tak w tej kwestii nie odważyłabym się nikogo pouczać, upominać a już nie daj Boże, oceniać.
UsuńNie ma dwóch takich samych sytuacji, przypadków, ludzi , relacji i reakcji- sami często nie wiemy jakbyśmy się zachowali. Im starsza jestem , tym bardziej zdaję sobie sprawę, że to co widać na zewnątrz to tylko niewielki ułamek i jeszcze często całkiem zamazany.
jeszcze 7,5 h....
OdpowiedzUsuńJuż 7!
Usuń6
Usuń1,5?
UsuńJa miałam 9 lat...więc to Mam się bardziej o mnie martwiła. A potem i teraz ja martwię się bardziej o Bliskich niż o siebie.
OdpowiedzUsuńMoi zdali wszyscy egzamin, również przyjaciele, ale i koleżanki. Choć nie każdy rozumie, szczególnie kiedy mocno jest skoncentrowany na sobie i nie dostrzega, że druga osoba, nie tylko w chorobie, ma prawo do swoich emocji...
Tak, to bardzo trudny czas dla wszystkich...również dla wspierających.
Mnie choroba wręcz przysporzyła przyjaciół i znajomych: ))
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOdwróć pytanie.
UsuńCzy Ty byś uznała za słuszne takie pomaganie bliskiej osobie?
Pewnie tak.
To ważne co poruszyłaś. Choroba ma wiele oblicz. I podstawowym jest to bardzo przyziemne.
Livia zaraz Cię trzepne!!!
UsuńTo był bardzo ważny głos w tej dyskusji!!!!!
Dobra.Poprawiam się i piszę jeszcze raz to co skasowałam.
UsuńMoże nie będzie tak wzniośle ,ale chory ,oprócz ducha ma też ciało.A ciało ma wymagania ,witaminy,suplementy ,zdrowe jedzenie ,nutri drinki po 7zł a trzeba codziennie kilka.
Rak jest drogi ,inne choroby też.
I jeszcze troska ,czy comiesięczne opłaty zrobione ,czy popłacone wszystko co ma być.
Nie zawsze maz/żona jest w stanie podołać.
Chory prosi o maliny ze śmietaną i cielęcinke ,prosi nieśmiało ,a ty nie masz ,po prostu nie masz.
Czy mamy prawo prosić rodzinę o pomoc finansową?
mamy!
UsuńTo oczywiste, że jest proza życia.
UsuńI wydatki, wydatki...
Dobrze, że o tym napisałaś!
Livia wspaniale że poruszyłaś ten temat. Ktoś zachoruje na raka ale świat dalej gna. Gonią nas kredyty, zobowiązania a do tego choroba pochłania ogromne fundusze. Pieniądze niestety często stanowią wielką barierę. Chory nie tylko skupia się na tym żeby wyzdrowieć ale też na tym jak zdobyć na to fundusze.
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=dHtwZ07N1ic
OdpowiedzUsuńpo prostu mi żal :|
Nie umiem wejść na link z komórki. Ktoś coś??
UsuńKLIK
Usuńkurczę
Usuńja nie mam pamięci do nazw zespołów ale ten znam oczywiście:((
kurczę
Usuńja nie mam pamięci do nazw zespołów ale ten znam oczywiście:((
Szkoda wielka,ponoc miał bardzo ciezkie dzieciństwo..,,niedawno Chris Cornell a teraz woaklista z L.P....
UsuńNie znałam zbyt dobrze Linkin Park,ale Soundgarden juz tak...
Usuńlata 90...
https://www.youtube.com/watch?v=ySzrJ4GRF7s
Co się dzieje z tymi ludzmi....
Najpierw Curt Cobain z Nirvany
Potem charyzmatyczny Layne Staley z Alice In Chains....
Niedawno Chris Cornell... /kiedys mi przemkneła mysl,ze z tej trójcy najbardziej popularnych zespolów z Seattle,ostał sie jeszcze Eddie Vedder z Pearl Jamu....:(
i jeszcze Chester...................
brawo Rulewski !!!
OdpowiedzUsuńNie wiem zupełnie co to necie
UsuńAle nie jestem optymistką: (
se możesz być, za granicom
UsuńTak się dziwnie składa że nie wiedzieć czemu czasem dostaję ludzkie troski i zmartwienia i potem je muszę nieść, choć nie wszystkie są tajemnicą, częściej po prostu skargą. Tak było w przypadku pewnej maturzystki.
OdpowiedzUsuńJej mama zachorowała. Tata pił i pił coraz więcej, pili wraz z bratem dziewczyny. Ona musiała wszystko ogarniać. Zrezygnowała ze studiów bo zaczęło brakować pieniędzy. Matka nie wstawała z łóżka, ojciec przyprowadzał kochankę, brat zaczął ćpać. Matka zmarła. Ojciec sprzedał mieszkanie (było jego własnością) i kupili sobie z kochanką inne. Brat poszedł do więzienia za narkotyki. Dziewczynę poznałam osobiście rok temu. Cudowna, mądrzejsza niż niejedna dojrzała kobieta, pracuje, uczy się. Jest w niej smutek i powaga ale jest też ogromna chęć życia dla innych, jest cudowną przyjaciółką bliskiej mi osoby, pracuje na rzecz hospicjum. Odwiedza brata, z ojcem się nie widuje.
Czyli ma też ludzi którym może się zwierzyć . To takie ważne.
UsuńNiektóre historie są takie że aż trudno uwierzyć. I własne przeżycia wydają się nagle o wiele łatwiejsze
ja w ogole nie wierzyłam, że mama może umrzeć!
OdpowiedzUsuńzaniedbałam wiele rzeczy w związku z jej chorobą i nie mogę juz nic naprawić, dlatego stara sie innym chorym być pewną pomoca.
więcej się nie odezwę, bo jadę na koncert Depeszów.
zabijają przy wejściu czy już po koncercie??
UsuńNie wiem po raz ktory zabieram sie dzis za napisanie komentarza i...chyba nie jestem w stanie podzielic sie tymi wszystkimi myslami,ktore kraza mi po glowie...
OdpowiedzUsuńRybko masz racje,ciezko jest towarzyszyc najblizszej osobie chorej na raka.Tego strachu,bezsilnosci,bolu nie da sie opisac.
Pewnego 1wrzesnia rozpoczelam nauke w 1kl,a Mama zaczynala walke-tego dnia skonczylo sie moje beztroskie dziecinstwo...
Reszte historii juz znacie.
19 lipca minela kolejna rocznica smierci,a bol nadal ogromny...
Martek tulam ciepło :*
UsuńOlgus 💗
UsuńMartku, ten ból czasem nawet rośnie
Usuńserducha śle!
Martku kochany,Ty wiesz:******
UsuńDziefczynki kochane lofciam was💗
UsuńMy ciem też
UsuńBardzo ciężko być przy kimś w chorobie. Bo bycie przy kimś a obecność to dwie różne sprawy. Puste słowa typu będzie dobrze bardziej irytują niż pomagają. Myślę że największą wartość jaką możemy ofiarować to prawda i zwykłe bycie. Bo wybaczcie ale człowiek chory, świadomy swojego stanu, często wyczerpany rzyga ciągłym bądź silna, walcz, cioci Marysi babci wujek miał to co ty i jest zdrowy. Wydaje mi się że warto swoje wsparcie dawać na tyle subtelnie żeby i była w tym walka i moment łez. A choroba bardzo weryfikuje przyjaźnie i pokłony dla tych którzy wytrwaja.
OdpowiedzUsuńRoksa, święte słowa!
Usuńoj tak!
UsuńI jeszcze czuje się w obowiazku pocieszać zmartwiona rodzinę!!
To ja może przypomnę ten ważny wywiad:
OdpowiedzUsuńKLIK
I jeszcze jeden
UsuńKLIK
Mam nadzieję, że przydadzą się i chorym i zdrowym. Tym opiekującym się i wspierającym też!
To ja nie w temacie (nie mam siły )
OdpowiedzUsuńKciauam pofiedzieć co widziauam f sklepie
Otusz widziauam zimowe kurtki i ciepte sfetry
i to w moim ulubionym sklepie
i jeszcze kukurydza ma jusz chyba 2m wysokości
a ja nie kcem jesieni i jeszcze bardziej zimy!!!!
Ktoś ma na to pomysł ??
Też nie chcę zimy!!!!
Usuńmoże czeba protestować ?!
Usuńzałóżmy komitet protestacyjny!
Usuńchyba skasuję ten pesymistyczny komentarz, zwłaszcza, że pada deszcz!!
UsuńNiech to! Tylko nie zimowe kurtki:-(
UsuńNo nie przesadzajcie!!
UsuńDopiero lato się zaczęło miesiąc temu!
U mnie lato oznacza, ze nie mozna wyjsc na zewnatrz, taki gorac i wilgoc w powietrzu (kolejny tydzien z temperaturami dobiegajacymi 40 stopni) .. ja takiego lata nie lubie (bo nie lubie sie kisic w domu), i juz tez mi sie jesien marzy. :)
UsuńJa popieram glos Kas!!!!
UsuńNie cierpie lata,gorąca....ale wiosnę i jesten-kocham :))
Owocku ale my tylko pszecif zimie kcemy protestować!
UsuńRypka wracaj tu-mamy pienkne lato.ciepłe wieczory BEZ krząszczy i komaruf :PPP
Aida, to był cios ponizej pasa!!!!;PP
UsuńHehe, u mnie kszaszczy tez brak, ale za to sa inne paskudztwa.. komus kiedys sie ogromna cykada wplatala we wlosy? ;)
UsuńAjda - ja to bym nawet sniezek ukochala obecnie.. ;)
Kas, cionża Cię ratuje, bo zdecydowanie nie wiesz co mufisz :PP
Usuńbuziaki dla Maluszki :)
Kas wie co mufi :-)
UsuńNo to po lampeczce, bo już się napłakałam czytając wczorajsze i dzisiejsze komentarze. I teraz jeszcze te kurtki...
OdpowiedzUsuńno to ja też dzisiaj lampeczkę;)
UsuńEch, zebyscie wiedzialy, jak za mna chodzi wytrawne czerwone..
UsuńWażny temat!
OdpowiedzUsuńPodzielam Twoje zdanie, że mimo wszystko łatwiej być chorym. Nie wiem jak moi bliscy to znieśli. Część sobie zupełnie nie poradziła- Tata od początku wypierał moją chorobę, a mama jeszcze bardziej ciągnęła mnie do dołu. Za to Mąż spisał się wspaniale! Nadal to robi. Bo może leczenie raczyska teraz mniej doskwiera, ale są inne rzeczy, które przecież też wymagają ogromnego poświęcenia z Jego strony.
myślę od czasu do czasu o Twoim mężu
Usuńi nie czuję w twoim pisaniu, że to Go przerasta
musi byc niesamowicie wartościowy człowiek
Jest wartościowy! Bardzo!
UsuńAle jak każdy ma swoje słabe momenty. CZasem robi wszystko, żeby pokazać mi, że da sobie z tym radę. A czasami wręcz namawiam go, żeby pozwolił sobie na słabość. Też mu się należy.
Mądra kobieta jesteś laila
Usuń:*
UsuńLailus 😚
UsuńKiedy powiedziałam moim rodzicom, że jestem chora - załamali się. Miałam 32 lata, oni po 55. Mimo, że mam męża i dzieci, to potrzebowałam przytulenia i ciepła, wyraźnego sygnału od nich, że są i będą. A oni uciekali w kąt płakać... Miałam przyjaciółkę, której nigdy nie poznałam osobiście a która pomogła mi wtedy jak nikt inny - przegadałyśmy setki godzin na temat choroby i strachu przed umieraniem. Miałam przyjaciółkę, która wzięła na siebie sprawy organizacyjno szpitalne. Gdyby nie one - byłoby o wiele ciężej. Staram się zrozumieć rodziców. W końcu gdy choruje dziecko to świat się wali i nieważne czy to dziecko ma 3 czy 30 lat. Strach paraliżuje. Ale tak zwyczajnie egoistycznie, do czego mam prawo bo nie jestem święta, mam do nich żal, że ich zabrakło w tym kluczowym momencie. Nie nadgonią tego teraz.
OdpowiedzUsuńLudzie boją się okazywać uczucia, boją sie dotyku. A to daje siłę i prawdziwe wsparcie.
nie mogę porównywać
Usuńale robili mi rękę, żaden rak- za pierwszym razem moi rodzice uznali to za zabieg kosmetyczny, za drugim razem chyba jednak uznali, ze ręka nie przepuklina
jutro dostane krupnik :)))
Usuńmój tato na szczęście był daleko, bo on by chyba z bliska to tego nie wyczymieu zupełnie
Usuńdziewczyny, no smutne to jak nie można liczyć na rodziców
aż się zadumałam....
Netii,czytając Twoją historię miałam przed oczami niezwykłą historię z książki"Oskar i pani Róża".Tam takze rodzice plakali nad losem swojego syna wnisząc w jego życie totalny smutek i monotonię,tytulowa pani Róża wniosla wiele radości w zycie tego chłopca,tak jak i Twoja przyjaciółka ktora byla wtedy największym wsparciem dla Ciebie....
UsuńWiesz,to szok dla rodziców informacja o chorobie dziecka ale niejednokrotnie lęk dziala jak adrenalina,jest siłą napędową do DZIALANIA.To przykre ze osoby wydawać by się moglo najbliższe koncentruja sie wyłącznie na swoim żalu...
Podczas chorowania brakowało mi mojej Mamy, nie żyła już, ale pamiętałam, że przecież wyszła z raka i wyzdrowiała, a to było dla mnie wtedy bardzo ważne! Była tym pozytywnym przykładem i mentalnym wsparciem.
UsuńA mój Tata stanął na wysokości zadania, miałam w Nim duże oparcie i mogłam na Niego liczyć.
Brawo dla taty. Mój niestety raczej słaby jest
UsuńJa nie mam doswiadczenia od drugiej strony (choc maz mi ciagle powtarza, ze przy porodzie wreszcie zrozumiem jak to jest, kiedy mezczyzna zlapie grype).. moglabym jedynie opisywac moje obserwacje, ale obserwacje - z racji tego, ze nie sa doswiadczeniami wlasnymi - moga byc bardzo bledne..
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze bylabym oparciem dla mojej rodziny. Ze probowalabym ukoic nie tylko cierpienia fizyczne, ale ze dbalabym tez wlasnie o ich dusze, o lepsze spojrzenie na terazniejszosc, o psychiczny spokoj..
najtrudniej chyba rodzicom....i jak już ktoś napisał, nieważne ile lat ma dziecko...
UsuńMam przeżycie tylko z pogranicza; 18 dni oczekiwania na wyniki badań w kierunku chłoniaka u naszego dziecka. Parę lat temu było ale do dziś pamiętam te emocje i paraliżujący ,lodowaty lęk.....
Kas
UsuńPrzepraszam ale posikałam się czytając co powiedział twój mąż 😂😂😂
Wole sobie nie wyobrazac.. :(
UsuńWiedzac, jak moi rodzice reagowali by na moja chorobe - nic im nie powiedzialam. W moim przypadku nic by to nie zmienilo (bo sa przeciez tysiace kilometrow ode mnie), ale jestem przekonana, ze odbiloby sie to na ich zdrowiu..
Rybko, on mi to codziennie powtarza!! Szczegolnie jak narzekam! ;) :p
UsuńKas nie dziwię się że nie powiedziałaś. Gdybym mogła ojcu bym nic nie rzekła
UsuńJestem osobą, która musiała stać obok chorych na raka. Jest czasami, tak ciężko, że tylko chce się wyć. Teść do końca wierzył, że uda się jeszcze Go zoperować, bo gdyby dowiedział się, że już nie ma ratunku, to były naszykowane pod poduszką leki na wcześniejsze odejście. Do końca nie dostawał morfiny, tylko leki na specjalne zamówienie z apteki szpitalnej - było, to prawie trzydzieści lat temu.
OdpowiedzUsuńPrzyjaciółka, która walczyła do końca, która, po usunięciu piersi, chemii i radioterapii odetchnęła z ulgą mówiąc, wygoniłam gada, będzie dobrze, tylko, że żaden z konowałów nie powiedział, że ta odmiana gada lubi się odnowić w mózgu, gdy się zorientowałyśmy, był bardzo rozsiany - ponad 20 ognisk, żaden lekarz nie chciał pomóc. zostało hospicjum domowe, a później w ostatnich tygodniach stacjonarne.
Rola osoby, która stoi obok jest trudna. Musi wyczuć nastawienie chorego, na to co mu przyniesie ulgę. Czasami, to zwykła rozmowa o dupie maryni, a czasami w nocy jedziesz, przez pół miasta, bo chory ma ochotę na lody truskawkowe z bitą śmietaną.
Aż normalnie mam łzy w oczach...
UsuńTrudna jest...
Jestem głupia czytając takie historie....nie potrafię skomentować........
Usuń.....
Komentarz zbędny
UsuńAle ileż osób ma takie historie
Otwórzmy się na nie..
Ten post to jakby do mnie. Jestem z tych, właśnie tych.Ile ja bym chciała powiedzieć, opowiedzieć,wykrzyczeć. Jednak często trzeba to wszystko przemilczeć. Oto jedna z moich przeżyć.
OdpowiedzUsuńBył to dzień niezwykle normalny. Jak zwykle wyruszyłam do Hospicjum, by pogaworzyć z człowiekiem, którego spotkaliśmy kiedyś na naszej drodze życia. To właśnie o nim mówiono, że swoje dni ma policzone. Jego siła wiary na przeżycie, była bardzo głęboka i czysta. Wierzył, że ma jeszcze czas, że najpierw jego mama będzie musiała odejść a potem, gdy pozałatwia wszystkie swoje sprawy, przyjdzie czas na niego, na odejście w krainę łagodności i wiecznej miłości. Takie rozmowy o śmierci, o życiu towarzyszyły naszym spotkaniom. Snuliśmy plany i wymienialiśmy się odczuciami jak po przeczytaniu dobrej książki, którą należy omówić. Doszłam do Hospicjum. Stojąc pod jego murami, zobaczyłam znaną mi postać. Znaną, ale jakże inną. Wchodząc do Jego pokoju - nie odwrócił się, nie uśmiechnął się jak zawsze. Wciąż wypatrywał ze smutkiem tak bolesnym, że nie wiedząc o co chodzi, chciałam wyć z bólu, który od F odczuwałam. Stał w czapce i rękawiczkach ze złamanym sercem. Rozmawialiśmy długo - o przyjaźni i niedotrzymanych obietnicach, o miłości, strachu i nadziei.
Następnego dnia stracił wzrok. Ból nasilał się nieustannie. Pojechaliśmy do Hospicjum. Siedział nago, uderzając we wszystko i wszystkich. Krzyk i przerażenie na twarzach innych. Strach i agresywność u F. Wzięliśmy go za rękę. Bez słów przytulił czoło do naszych głów. Poprosiłam o leki. Dostał morfinę, która tym razem zadziałała. Byliśmy przy nim w ciszy. Tak przytuleni czołami. On nagi, ale jakże silny i wyrozumiały. My - tacy malutcy i nadzy - mimo ubrań i energii życia, którą czuć było na odległość.
Godziny mijały...
Kilka dni później umarł...
Zadzwonił jego przyjaciel...już po pogrzebie...gdybym wtedy przyszedł...????
Carpe...
UsuńMój Boże..
Teraz to mnie boli..
Może po to to jest
Ten blog i wszystko
Żeby poczuć TAKI Ból???
Żeby współ odczuć??
Towarzyszylam mamusi w chorobie.Nigdy w życiu nie myślałam,że nas to spotka.Po diagnozie leżałam 3 dni w łóżku,wylam,wertowalam strony medyczne,wylam i tak naprzemiennie.Ja jestem bardzo słaba ,to mama wręcz mnie pocieszala.Nie wiem,ale w pewnym momencie ten lęk,paraliż wręcz wyzwolił we mnie ogromną determinację.Podniosłam się i przez operacje,leczenie przeszlysmy jak burza.Codziennie ramię w ramię..Do tej pory nie wiem jak tego dokonalysmy a wszystko wydaje się jakby nigdy nie wydarzyło się naprawdę.Jesteśmy rok po leczeniu,nie lubię do tego wracać.Boję się o mamę każdego dnia chociaż stara już jestem:)Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńAniu widzę że bardzo kochasz swoją mamę. A ona Ciebie. Mam nadzieję że ona nie widzi jak bardzo Ty się o nią martwisz. To jest bardzo trudne dla chorego.
UsuńŚciskam serdecznie
Mogę nie w temacie
OdpowiedzUsuńDzisiaj jest sobota!