wtorek, 22 lutego 2022

Badania robię

 Ciekawa jestem waszych doświadczeń 

Mieszkam daleko od 2 dzieci. Widujemy się zatem co kilka miesięcy, są to dość intensywne spotkania,  nie że wpadają na obiad w styczniu, maju i październiku 

Moi znajomi z Warszawy przeważnie też w miesiącu albo i częściej robią dla dzieci rodzinne obiady. A wyprowadzone latorośle też czasem wpadają w ciągu tygodnia. 

Za to kiedy samodzielny człowiek mieszka w innym mieście to te spotkania nie są już takie częste. Czasem to jest tylko wizyta w okolicy świąt. I ani młody człowiek nie jedzie uściskać mamę i tatę ani mama nie przyjeżdża ze  słoikami.

A jakie wy macie w tym względzie spostrzeżenia?


Ps. Jutro będzie o czymś ładnym:)))

113 komentarzy:

  1. Dzień dobry :)

    \o/?\o/?
    ]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*]_[*
    {_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>{_}>
    \~/*
    |_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?|_|?
    (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)?
    [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_]
    )_(" )_(" )_(" )_(" )_(" )_("
    [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_] [_]
    (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)? (_)?

    OdpowiedzUsuń
  2. Moi od 18 lat mieszkają w Anglii. Przyjeżdżali w wakacje na 2 tygodnie raz w roku. Z powodu pandemii nie byli od dwóch lat. My jeszcze tam nie byliśmy. Młoda mieszka na pietrze, ale szału z tym"wizytowaniem" nie ma. Przychodzi pogadać, ja idę do nich raz na tydzień. Rozmawiamy ze sobą,jak zachodzi potrzeba,pomagamy sobie ale szanujemy swoją prywatność.

    Z rodziną dalszą nie spotykamy się z różnych powodów i tak jest dobrze. Staram się nie uczestniczyć w "spędach' rodzinnych.
    Uważam, że kontakty rodzinne powinny być, ale bez szału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez 18 lat nie byłaś ich odwiedzić?
      Nie ciągnie Cię?

      Usuń
    2. Nie ciągnie mnie. Po prostu nie:):) Tak bywa, prawda? Oni mają zupełnie inny styl życia, a ja się nie wtrącam, co nie znaczy, że to nie na moje nerwy. Poza tym synowa jest bardzo ekspansywną osobą, nie liczącą się z nikim, a już na pewno nie z nami. Synowi z nią dobrze, a my nie musimy:):)
      Z wnukami, synem oraz z nią rozmawiam przez telefon, jesteśmy na bieżąco. Zdjęcia przesyła, informujemy się co u każde z nas.
      I to jest dobry, wypracowany w kompromisach, układ.
      Córa mieszkała u nich dwa tygodnie i jak tylko mogła, wyprowadziła się. Przez dwa lata pracowała w Anglii i odwiedzali się, ale ona też twierdzi, ze tego nie wytrzymywała.
      Są osoby bardzo męczące, kontrowersyjne i do takich należy moja synowa. Ale dzieci wychowuje na porządnych ludzi,a syn jest w nią zapatrzony. I to mi wystarczy.
      Ale gdyby w Polsce , blisko mieszkali, byłby problem. Bo ja jestem bardzo cierpliwa, ale ona mocno tej mojej cierpliwości, jak tu są, nadużywa.

      Usuń
    3. Rozumiem

      Ja to po prostu bym chciała do tej Anglii na wycieczkę. Do nich na lunczyk raz a reszta na zwiedzanie

      Usuń
    4. No to powiem szczerze- nie stać mnie, bo nie zarabiam angielskich funtów (zobacz przelicznik złotego do funta), a przyjazd dziadków to oczekiwanie, że będą fundować np. bilety. Tu w Polsce funduję bilety do różnych atrakcji, wożę, karmię i opieram. Wystarczy.Poza tym, oni nie mają warunków noclegowych i musielibyśmy nocować w hostelu.
      Zwiedzanie samym- nie ten model wizyty, inne oczekiwania- jak to dziadki do Londynu bez wnuków?
      Dobra:):)

      Usuń
    5. No to problem, fakt.
      Szkoda ze nie można postawić spraw jasno...

      Usuń
  3. Jesteśmy blisko z naszymi dziecmi, chcemy uczestniczyć w ich życiu, pomagać, mieć więź z wnukami. Więc są obiadki niedzielne, kawki i spełnianie zachcianek. Najszczęśliwsza jestem, jak są obaj synowie, ale teraz jeden daleko. Ale jak przyjeżdża nadrabiamy. I nie czuje tu przymusu, żeby nie było. To frajda spędzać z nimi czas.

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie i u moich najbliższych przyjaciółek kontakty z dorosłymi dziećmi to nie okazjonalne obiadki, ale nawet często gęsto wspólne wyjazdy wakacyjne. Jest więź i dobre relacje to intensywność tych spotkań jest spora, mimo kilometrów, choć tylko ja i PT mamy dzieci w innych miastach. Odległość nie jest przeszkodą, choć wiadomo że takiej intensywności spotkań jak z córcią i Najmłodszymi to z Dziećmi Młodszymi nie mam, bo tu to się widzimy kilka razy w tygodniu, czasem kilka razy w ciągu dnia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiście często!

      Usuń
    2. 500m odległości sprzyja takim kontaktom :D Na przykład wczoraj przyjechała z Zońcią po Pańcia, którego ja odebrałam ze szkoły (odrobił lekcje i zjadł obiad), a potem jeszcze wpadła przywożąc mi zapas żelaza, bo mi się skończył. Dziś odbieram dwójkę, więc też się widzimy ;p Mieszkamy osobno, ale się wspomagamy. OM to się dziwi jak jest jakiś dzień, w którym Tuśki u nas nie było. Tak że tak ;)

      Usuń
    3. Mnie trudno sobie wyobrazić taka bliskość dzieci. Tak że tak. Fizycznie oczywiście.

      Nie chciałabym mieszkać tak blisko rodziców
      O nie swoim rodzicu nie wspomnę;)

      Usuń
    4. Rybeńko, w Polsce- wiesz przecież- model kulturowy jest tak wbity w głowy, że niektórzy będą się męczyć, ale będą relacje rodzinne podtrzymywać, bo tak jest przyjęte.
      Tu dookoła w każdym domu przynajmniej jedno dorosłe dziecko z rodziną mieszka z rodzicami, ktoś "musi zająć się wnukami" i ktoś "musi zająć się starymi rodzicami.
      Najczęściej to starzy rodzice "dofinansowują" dzieci, które wiecznie są "na dorobku:" i to dziadkowie zajmują się wnukami, bo ich rodzice pracują.
      A ja jestem szczerze szczęśliwa, że nie muszę w tym uczestniczyć. Mam czas dla siebie, nie ma scysji, nie ma "rozbieżności" w wychowywaniu, finansowo jestem dla nas tylko ( podsyłam na święta pieniążki do Anglii, by sobie coś kupili, bo koszt paczek i cło są porażające).
      Obiadku u mamusi są fajne, ale tak co tydzień? Mamusia chyba ma prawo do odpoczynku, ale.... nie protestuje, bo jakże tak.

      Usuń
    5. Mój Tata przyjeżdżał do nas co weekend, Mam dużo rzadziej, ale bywało, że zostawała na tydzień lub dwa. Potem wybudował dom 900m od nas i też przyjeżdżał co weekend :))) Do pszczół, do naszych skrzydlatych i do nas ;p Przez 30 lat! ( dziś codziennie rozmawiamy przez telefon, czasem tylko 10 sekund ;pp) Teściów mam/miałam za płotem, a od kilkunastu lat już nawet płotu nie ma ;pp I nigdy nie odczułam, że ta fizyczność jest zbyt bliska. Że w czymkolwiek przeszkadza. Teściowie nigdy nas nie nachodzili, nie wtrącali się w nic, ale za to bardzo pomagali przy opiece dzieci, kiedy my ostro pracowaliśmy (np. przywożenie i odwożenie do placówek), i gdy potem ja szwendałam się po szpitalach i plackiem leżałam w łóżku na dodatek kilometry od domu... I żeby nie było, nie łączyły mnie jakieś z nimi serdeczne i bliskie stosunki, raczej poprawne. I bywały spięcia. Z perspektywy czasu widzę jednak przewagę plusów, a teraz to już w ogóle, kiedy Mama OM ma demencję, to opieka jest łatwiejsza, jak mieszka obok.
      Ale! Doskonale rozumiem, że bywa różnie i czasem ta odległość to bezpieczny bufor w kontaktach. Szczerze, to wolałam mieć teściów obok, niż np. przyjeżdżać do nich na wakacje, święta ;p A robilibyśmy to, bo OM jest bardzo rodzinny.

      Jaskółko, pewnie często tak jest jak piszesz, ale każdy z nas jest inny, o innej wrażliwości i empatii. Dobre relacje to nie wykorzystywanie, ale wspomaganie się nawzajem. I nic nie jest wymuszone, bo tak trzeba. Ta pomoc jest wzajemna i na wspólnie wypracowanych zasadach. Dzieci też potrafią gotować obiadki ;pp A jak smakują :))
      ps. mieszkałam rok z rodzicami i drugi rok z rodzicami OM, a tak od zawsze na swoim, a moje dzieci wyszły z domu w wieku 16 lat.

      Usuń
    6. Ano

      Wszystko zależy od jakości relacji. Ja Bogu dziękuję, że mogliśmy wyjechać. Jestem dość wsobna, lubię mieć poczucie, że sama o swoim czasie decyduję.

      Myślę, że moje relacje z dziećmi są dobre, ale na pewno nie chce żyć ich życiem tylko

      Usuń
    7. Nie napisałam tego "przeciw szczęściu spotkań rodzinnych", napisałam dokładnie to, co chciałam, by pokazać różne strony tej "bliskości".
      To ja raczej jestem postrzegana jako dziwaczka, bo kontakty z wnukami mamy słabe.
      "No jak to, wnuka nie widziałaś"- usłyszałam od koleżanki słowa wypowiedziane takim tonem, jakbym co najmniej tego wnuka zabiła. No jak to??????!!!!! Ona zaraz by pojechała. Tak, ona, ale nie ja. I święte oburzenie.
      Ja też mam świetne relacje z dziećmi, z wnukami (mimo ograniczonych kontaktów), z dzieciakami mojego rodzeństwa, z synami Jaskóła i jego wnukami. Mamy, ale żadne z nas nie czuje potrzeby przebywania razem i wizytowania się, choćby w odstępach miesięcznych.

      Usuń
    8. Roksanna, jest tak jak piszesz u Ciebie, a ja słuchałam sąsiadek, widziałam ich zmęczone oczy i brak radości, kiedy mówiły o wydatkach- to trzeba, tamto trzeba, ale młodzi muszą spłacać kredyt, więc one finansują np. remonty. Przez całe wakacje wnuki w domach, bo mimo 500+ rodzice na wczasy nie jadą. Czasem mnie cholera brała, bo za to, że na okrągło zajmują się ich dziećmi, mogliby zafundować dziadkom choćby wczasy, wycieczkę, czy sanatorium.

      Masz rację Roksanno- wszystko zależy od ludzi, od ich relacji z rodziną, ale jak napisałam, relacje mogą być świetne ( jak u nas), a potrzeba częstych kontaktów nie musi występować.

      Usuń
    9. Ja pamiętam szok jaki wywołałam na spotkaniu rodzinnym kiedy się przyznałam, że odwiozłam dzieci na kolonie w niedzielę i jeszcze nie dzwoniłam. Była chyba środa. Dzieci były w swoim ukochanym miejscu, znanym od zawsze, i nigdy nie miały potrzeby codziennej rozmowy. Przez sekundę poczułam się jak zła matka, ale szybko mi przeszło. Za dużo znam dzieci zadręczanych rodzicielską kontrolą

      Usuń
    10. Tak, tak, tak:)
      Również odnosi to do przyjaźni. I ja to doskonale rozumiem. I u mnie w otoczeniu nie występują tacy "umęczeni rodzice", co to muszą pomagać swoim dorosłym dzieciom, bo one te dzieci, mają dobrą pracę. Czas jednak wspólny jest bezcenny.
      Ja jestem chyba uniwersalna i akceptuję każdy stan, bo nie robię dramy z ciszy w eterze ;p Ba! nawet mi ona nie przeszkadza, nie rozliczam kiedy ostatnio syn był w domu (OM trochę inaczej do tego podchodzi ;p).

      Rybka, ja to szok wywołałam jak w gimnazjum w ogóle nie chodziłam na wywiadówki do Miśka, bo i po co ,p
      Byłam na pierwszych dwóch oznajmiłam co uważam i tyle... a mniej więcej było to tak: jak sobie pościeli tak się wyśpi. Zdał najlepiej w gminie ( świadectwo i testy) i dostał się do dobrego liceum w DM, tam gdzie chciał.

      Usuń
    11. No i dodam na zakończenie, ze kontakt kontaktowi nierówny i nawet ten prawie codzienny nie oznacza, że ktoś u kogoś przesiaduje na kawie ;) Bywa, że Tuśka wpada na dosłowne 5 minut, po coś, bo jeszcze robi część kadr w naszej firmie :)

      Nikt nie jest w czyichś butach, i to, że komuś się wydaje, że "jak tak można", to nie oznacza, że ten ktoś nie jest z takich czy innych relacji usatysfakcjonowany i tę granicę każdy ma w innym miejscu, grunt by czuć się dobrze i nie dać się zepchnąć w jakieś absurdalne poczucie winy.
      ps. ugotowałam obiad podczas tej dyskusji :D

      Usuń
    12. A co jest złego w przesiadywaniu na kawie? 😃 Ja uwielbiam u moich dzieci rozsiąść się w salonie, a jeszcze bardziej na tarasie "na kawie" właśnie 😃.Bardzo dobrze się u nich czuję, nie widzę w tym niczego nagannego.

      Usuń
    13. A czy ktoś coś napisał, że to naganne😂😂😂
      Ale żeby tak codziennie😱
      Tez wolę kawę na Tuśkowym tarasie i z jej ekspresu 😀

      Usuń
    14. O to, to😃😃😃
      Moi też mają super ekspres, robią przepyszna kawę, lubię, choć nie jestem kawoszka😃 nie, nie codziennie, rzadko raczej, może dlatego tak smakuje😃

      Usuń
    15. A do tej kawy tort bezowy z borówkami i malinami🥰🤗😋

      Usuń
    16. Takie"szykany "to już nie dla mnie😃

      Usuń
    17. Życie też pokazuje, że rodzaj więzi jaką mieliśmy z naszymi malutkimi dziećmi, ma znaczący wpływ na rodzaj naszych uczuciowych relacji w dorosłym życiu.
      Czasami jest to "zimny" wychów a czasami ciepły, pełen miłości, empatyczny którego nie przerwie żaden zięć czy synowa.
      Pozdrawiam Ela.

      Usuń
    18. Dużo w tym racji
      Ja się bardzo burzę kiedy ktoś mówi, że jego dziecko się zmieniło przez okropną synową albo zięcia. To tak nie działa

      Usuń
  5. mam wspaniałą synową i wspaniałego syna
    sprawdzają się w bardzo trudnych dla mnie okolicznościach
    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak często się widzicie?

      I wiem, że Ty też się sprawdzasz!!

      Usuń
    2. teraz często(wiadomo)

      w normalnych czasach różnie- raz w m-cu, raz na 2 m-ce

      Usuń
    3. Czyli higienicznie 🤩

      Usuń
  6. Mam jedna córkę, jedna wnuczkę, dobrego zięcia, trudno,zebym nie chciała mieć z nimi dobrych, a nawet bardzo dobrych relacji.😊 Ale jak do wszystkiego w życiu - do tego też trzeba podejść zdroworozsądkowo.Bliskosc -tak,ale nie "do zaduszenia" 😊 Patrzę realnie na to, ile możemy wzajemnie od siebie oczekiwać, pomagać sobie wzajemnie,ile czasu możemy razem spędzać przy dość mocnym zapracowaniu całej rodziny i naturalnej chęci, by w weekendy odpoczywać. Mysle, ze w zdrowej rodzinie po prostu tak jest, że jej członkowie w różnych okresach mogą na siebie liczyć.Jako bliscy ludzie powinniśmy dać sobie prawo do tego, żeby na siebie moc liczyć w trudnych sytuacjach. Bardzo mi młodzi pomogli, gdy złamałam rękę, zwłaszcza zięć.
    Pewnie w każdej rodzinie jest trochę inaczej, te nowe relacje, gdy nasze dzieci mają już swoje rodziny, muszą się ukształtować. Ja się cieszę, że młodzi mieszkają w sąsiednim mieście,chociaż blisko 😊Zaakceptowałam bez bólu fakt, że najbliższą osoba córki jest teraz jej mąż, że są dorosłymi, niezależnymi ludźmi.Generalnie myślę, że nie ma relacji idealnych między dorosłymi dziećmi i ich rodzicami. Cieszą mnie bardzo sukcesy zawodowe moich dzieci, uwielbiam wnuczkę.. ale nie siedzimy sobie na głowie, bynajmniej 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie i mądrze napisne

      A właśnie teraz usłyszałam historię babci, co się na jedynego dorosłego wnuka obraziła! O pierdołę!! I zerwała kontakty.

      To chore!

      Usuń
    2. Ewa- zaakceptowałaś fakt, że najbliższą osobą dla córki jest teraz jej mąż. I ja to też zaakceptowałam i u córki, i u syna. Jednak przez długi czas syn wmawiał mi, że nie akceptuję jego żony, mimo moich wielkich starań, by nie dać się przez nią sprowokować. Każda moja próba protestu, kiedy mi dokuczała, była odbierana prze syna jako brak akceptacji jego żony. Nie docierało do niego, że jego żona niekoniecznie jest słodziakiem, co to ze wszystkimi w zgodzie żyje. Ponieważ nie jestem z tych mamusiek, co to wchodzą między syna i jego żonę, a raczej nie chcę stawiać syna w sytuacji wyboru "między matką a żoną", dlatego jak ona dzwoni, czy ja tam dzwonię, każdy jakiś jej faull przemilczam. Może to obłudne, ale spokój jest.Zresztą mój mąż, córka, jej mąż, mają podobne zdanie. I dlatego dobrze, że dzieli nas odległość całej Europy. Dobrze dla wszystkich. Oni są szczęśliwi, bo żyją tak, jak im się podoba, my jesteśmy szczęśliwi, bo tego nie widzimy:):):):)

      Usuń
    3. Odległość bywa błogosławieństwem.
      Wiem coś o tym

      Usuń
    4. Rybeńko, to ja Ci opowiem historię, jak jedna babcia obraziła się na jedynego wnuka bo śmiał jej zadawać pytania i w ogóle próbował nawiązać dialog.

      Usuń
    5. Jaskółko, dziecko nie jest nasza własnością, idzie własną droga i tak powinno być.Bywa, wcale nie tak rzadko, że jego życiowe wybory są dla rodziców trudne do zaakceptowania. Przecież nie zawsze jest cacy, nie zawsze ma super partnera, ale i tak je kochamy, bo jest naszym dzieckiem.Znam rodzinę, gdzie rodzice i córka z mężem mieszkali razem i byli w wiecznej niezgodzie.Poprawne relacje wróciły, gdy młodzi kupili sobie mieszkanie w dość odległym mieście.Wszyscy odżyli, Ot, zycie;😊 nie ma ideałów w naszym pokoleniu, ani w pokoleniu naszych dzieci😊

      Usuń
    6. Tymotka...

      Jakie to smutne
      Ale to ta babcia traci najwięcej

      Usuń
    7. Ewa
      Gdybym mieszkała z rodzicami czy teściami byśmy się pozabijali, ja na samą myśl mam drgawki i to nie koniecznie wina tych rodziców!

      Usuń
    8. Ja się też zupełnie nie nadaje do mieszkania z rodzicami, ani z młodymi pod jednym dachem. A w życiu😊

      Usuń
    9. Ufff!!
      To ty też dostajesz mdłości słysząc o strasznym domu wielopokoleniowym 🥶

      Usuń
    10. Już 15 rok mieszkamy z OM tylko we dwójkę i nie wyobrażam sobie, żeby miałoby się to zmienić. Stanowczo uważam, że dla zdrowia psychicznego, każde pokolenie powinno mieszkać osobno :D Ale! Podziwiam domy wielopokoleniowe, za to że potrafią, że chcą... gdy oczywiście nie jest to wymuszone sytuacją ekonomiczną.

      Usuń
    11. Ja nie podziwiam
      Mnie to przeraża

      Usuń
    12. Dlaczego?
      Spójrz na to nie przez pryzmat swoich odczuć i wyobrażeń ;) Dlaczego ma coś przerażać czego nie doświadczyłaś, nie doświadczasz i nie doświadczysz, a ktoś w tej sytuacji czuje się jak ryba w wodzie?

      Usuń
    13. Ewo, nigdy nie uważałam swoich dzieci za własność. Wprost przeciwnie, wiedziałam, że odejdą z domu. Nie miałam problemu z tym się pogodzić, zaakceptować.
      Tak samo nie mam problemu z tym, że teraz dla moich dzieci ich rodziny, ich partnerzy są najważniejsi. Pępowina łącząca mnie z moimi dziećmi została przecięta przy porodach i tak pozostało.
      Roksanno, ja też sobie cenię, że nie jesteśmy rodzina wielopokoleniową w jednym domu. Wprawdzie córka mieszka na piętrze, ale dzieci nie mają i żyją własnym życiem nie naszym i my tak samo.
      Wspieramy się, pomagamy sobie, partycypują w kosztach, ale nikt nikomu nic tu nie narzuca, nie wymusza.

      Usuń
    14. Roksana
      To mnie przeraża jako scenariusz dla mnie
      Inni niech robią co chcą ale niech nikt tego modelu wielopokoleniowej rodziny nie wychwala pod niebiosa, bo ja osobiście nie znam żadnej szczęśliwej tego typu rodziny

      Usuń
    15. Ja znam taka rodzine i tam jest wszystko dziwne… nie mówi się mamo , tato tylko mamusia i tatuś do starszych ludzi, a prawie 50 letni syn jest Pawełkiem , córka Monisią….ale pewnie to taka tradycja…. Ja do ojca mogę się zwrócić tatusiu ale o nim mówiąc, ze mój tatuś to i tamto… to dziwne

      Usuń
    16. a kto wychwala?
      ja znam jedną
      drugą z opowieści
      i są to piękne historie
      podziw wynika z faktu, że ludzie tak potrafię
      z niczego innego...

      Usuń
    17. Ja mam dwie ciocie bezdzietne siostry mojej mamy. I sobie wyrzucam ze za mało czasu im poświęcam…. Choć się staram na miarę swoich możliwości … u mnie ta wielopokoleniowośc nie dotyczy tylko pierwszej linii pokrewieństwa

      Usuń
    18. Kristal
      No
      Dobra kobieta jesteś

      Usuń
    19. Kiedy zaczęłam bywać w rodzinie męża i usłyszałam jak potwornie zdrobniają imię męża byłam zniesmaczona. Teraz widzę to inaczej

      Usuń
    20. Jeśli zwracają się tak do niego to jest Ok. Ale mówiąc tak o nim już mi nie pasuje. Przykład: do taty mogę powiedzieć tatusiu bo go kocham . Ale listonosza nie spytam: ma pan list dla mojego tatusia?

      Usuń
    21. Bezdzietna ciocia mojego OM zamieszkała obok i opiekuje się swoją siostrą z demencją, ale OM już mówi, że i przyjdzie czas, że to ciocią trzeba będzie się zaopiekować. Drą koty, bo ciocia ma charakterek i jest uparta, ale miłość jest. Ale kotlety robi dla przyjaciela OM ;D

      Usuń
    22. Moja teściowa kiedy dzieci mówiły do niej Mamo udawała że nie rozumie
      Moja babcia też tylko mamusia rozumiała

      Ja tego nie rozumiem..

      Usuń
    23. Roksana
      Dopóki jest miłość..

      Usuń
    24. OM ma w sobie ogromne pokłady...
      czasem tylko traci cierpliwość, ale potem się z tego śmieje...
      opiekuje się też przyjacielem, który nikogo tu nie ma...

      Usuń
    25. Z tym słowem mamusia to chyba jakaś zagadka dla mnie jest . U mnie tego w rodzinie nie było niby, ale mój dziadek zwracał się tak do swojej żony a mojej babci…. To dopiero jaja były. Hydraulik naprawiał kran, a dziadek wolał do babci: mamusia. Babcia głucha i nie słyszała. A hydraulik: proszę pani, synek panią wola. Dziadek 5 lat starszy ale nic to.

      Usuń
    26. Były jakieś takie tradycje
      Mój mąż tak ciągle się zwraca do rodzicielki
      Moja mama do swojej mamy

      Ja już tego nie miałam

      Moje dzieci to bardziej że wręcz na Ty😁

      Usuń
    27. Antropolog by się przydał

      Usuń
    28. To prawda. Ale do ciebie już nie mowi: dzwoniła mamusia? To właśnie o czym pisałam , zwracanie się do kogoś mi nie przeszkadza, ale mówienie o nim do innych tak.

      Usuń
    29. O nie!!

      Ciekawostka
      Kiedyś mąż zapytał córkę ( ogólnie jest mistrzem w celnych pytaniach)
      Gdzie widzi różnice w relacjach w pokoleniach
      Córka bystrzak rzuciła, wiesz tato, ja widzę jak bardzo oficjalne są Twoje rozmowy z babcią

      Nie można tego lepiej ująć..

      Usuń
    30. Bo dzieci są mądrzejsze od nas i lepiej obserwują. Ja dziś miałam konfrontacje z synem po próbnym egzaminie ósmoklasisty . Wypunktował mnie ze aż mi w pięty poszło.

      Usuń
    31. Proste i też mam osmoklasiste w domu- o bozszzzzz, czasem to już zapominam co było na początku dyskusji, tak zawile ją prowadzi 🤯

      Usuń
    32. Miało być Kristal a wyszlo proste🤪

      Usuń
  7. Dziecko się urodziło mojemu chrześniakowi! Ależ ma datę urodzin! Wszystko ok ❤️🥂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, cudownie i data taka jak chciałaś ❤️

      Usuń
    2. Mela, ja tam nic nie miałam do powiedzenia w sprawie daty ani niczego. 😀

      Usuń
    3. Ale data, fakt!!

      Niech rośnie zdrowe i piękne i kochane!❣

      Usuń
    4. 22, 02. super, niech się zdrowo chowa :):)

      Usuń
    5. Ale pisalas o tym ze mialby fajną date gdyby 22 sie urodzil

      Usuń
    6. Czyta się tak samo od przodu jak i od tylu. A jak napiszecie cyframi takimi jak na wyświetlaczu elektronicznym to i do gory nogami jest to samo.

      Usuń
  8. hmm, muj syn to generalnie latawiec i jak jest w domu to go nie ma😄 ostatni miesiąc widuję go dużo częściej u Mamy😐

    OdpowiedzUsuń
  9. Moje dziecię wybyło z domu na studia, no to juz trochę lat. Kupilismy jej mieszkanie w poblizu mojej mamy. wpadała do babci, nie tylko na obiadki ale i pogadac czy wyjść. Na poczatku wracała co weekend do domu, potem-wiadomo, ale my bywaliśmy tez u niej.Potem wyszła za mąż- a zięć okazał się przesympatyczny i bardzo rodzinny.Chętnie do nas wpadali razem, ale i osobno-gdy np.miał sprawę w pobliżu -zawsze dzwoni, czy może wpaść.( no wiem moje zupki słyną ze smakowitośći;) Widujemy się przeciętnie raz w miesiącu- częśto u nas, bo wnuczki uwielbiają nasz duży dom i ogród,Jest wtedy fajnie, gadamy do nocy,wszyscy razem albo w podgrupach, gdy dziewczynki zaanektują babcię :) Nie ma i nigdy nie było jakiegoś napięcia międz nami. Gdy my jedziemy do Poz.-widzimy się u nich, potem jakaś knajpka albo zabieramy wnuczki, ale zatrzymujemy się w hotelu! I nie to, że za mało miejsca, ale tak jest nam lepiej. Dzwonimy do siebie, prawie codziennie, bo nowiny , co w przedszkolu sa fascynujące:) Tęsknimy do wnuczek, bo są słodkie i b. w nas zakochane.(mają 6 i 3 latka). A jeszcze dodam, że teściowie córki są bardzo. o.k. i z przyjemnością widujemy się też z nimi. No tak się też zdarza, chyba mieliśmy szczęście:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiamy się z rodzicami synowej, to wielkie szczęście!
      I też wolimy w hotelu
      I też w Poz;)

      Usuń
    2. Basiu, super! Ja uwielbiam małe dziewczynki😊moja wnuczka za niecałe 2 miesiące będzie mieć 7 lat, chodzi już do pierwszej klasy. Zięć nie ma już matki, ma bardzo sympatycznego, ojca.Rozumiemy się "pokoleniowo",mamy o czym rozmawiać. Mała go uwielbia.Najulubieńszy "dziadek Piotrul" jak mowi😃

      Usuń
    3. chłopcy też są super! no, ale księżniczki są nie do podrobienia ;pp słodkie, piękne, zabawne... :D

      Usuń
    4. Ja to mam słabość do małych kuopcufff
      Ale królewny uwielbiam

      Jak żyć???

      Usuń
    5. Oczywiście, że chłopcy są super😊mamy takiego dwulatka, synka bratanicy, niesamowity słodziak😃 też się w nim zakochałam od pierwszego wejrzenia..

      Usuń
    6. Czasem słyszę od kobiet że one chcą mieć tylko dziewczynkę/chłopca.
      Nie pojmuję tego

      Usuń
    7. no i potem wyrastają na łobuziakuf a kto by takiego nie kochau? ;)

      Usuń
    8. Rybka, ale uwierz mi, ze ja by wolała mieć czech chopakuf niż czy dziefczyny ;pp

      Usuń
    9. Ja wybredna nie jestem biorę co popadnie 🤣🤣🤣żałuje ze nie mam więcej dzieci choć moje mnie wkurzają…. Czekam na wnuki 😘

      Usuń
    10. Roksana
      Moja bestfriend zawsze chciała dziewczynkę a na czech kupopcuff i byście się nie zrozumiałem!!😁

      Usuń
    11. Kristal, siostro
      I też mogłabym mieć więcej;)

      Usuń
  10. Nie mam zdania na ten temat. Wszystko zależy od czynników wewnętrznych i zewnętrznych oraz od przyzwyczajenia, charakteru itd. Lubię mieszkać sama, póki co synowie są z nami ale już maja swoje życie i powoli wyfruną z gniazda. Fajnie jak będą nas odwiedzać, ale nie do pomyślenia jest model rodziny jak u mojej siostry ciotecznej ( bądź kuzynki jak kto woli) gdzie jej prawie 40 letnie dzieci ciagle są tak silnie emocjonalnie z nią związane, ze mam wrażenie ze ich mężowie, żony i dzieci to dalsza rodzina..,,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć ona sama jest super ale to taki dziwny układ

      Usuń
    2. Bywają jeszcze gorsze układy - bardzo dorosłe dziecko (przeważnie syn) nie ma własnej rodziny
      Przychodzi codziennie do rodziców, je u nich obiad, opowiada o wszystkich swoich sprawach.Rodzce, głównie matka zyje jego życiem. Nie może nigdzie wyjechać, bo musi synowi gotować, urządzać święta. Mężem się raczej nie przejmuje, ale synem bardzo, mam wrażenie, że od początku "kieruje" jego życiem, może dlatego się nie ożenił? Tak czy owak - chory układ.

      Usuń
    3. To chore, ale coraz bardziej popularne w dzisiejszych czasach

      Usuń
    4. Ewa, pokrótce opisalas starszego brata mojega męza i jego mamę 😉

      Usuń
    5. Jesooo!!!
      Dla mnie to bardzo chore!
      Znam matkę, co pojechała z synem na studia i się tam nim opiekuje...

      Usuń
    6. Na studiach to jeszcze młode dzieci są, choć studiowanie z mamusią też nienormalne jest😃 Bratanica skończyła medycynę, opowiadała, że co najmniej kilka mamusiek przyjechało studiować że swoimi dziećmi, wynajmowaly razem z dzieckiem mieszkanie, sprzątaly, gotowaly, a dziecko się miało tylko uczyć.😊 Nawet biorąc pod uwagę fakt, że na medycynie jest bardzo duzo nauki, to jednak wydaje mi się to gruba przesada.Brat z bratowa aż tak nie zgłupieli.

      Usuń
    7. jesso a ja bez opierunku i wiktu wyrzuciłam dzieci zaraz po gimnazjum po nauki do miasta ;p

      Usuń
    8. Ale przynajmniej za to zapłaciłaś…. I taki rzut na głęboka wodę najlepszy.

      Usuń
    9. Roksana
      Ja dopiero w dorosłości
      Myślałam że jestem for pocztą
      A byłam cieniasem 😁😁

      Usuń
    10. Jakby mojej mamie przyszlo do glowy pojechac za mna na studia...to bym się chyba pocieła. Przecież po to się uczyłam jak dzika żeby na pewno dostać się na studia i moc wyjechać z "rodzinnego" domu. I pamiętam pierwsza sobotę bez awantury, bez sprzątania i bez awantury o sprzątanie. Bylo mi jak w niebie, wcześniej było to wręcz nie do wyobrażenia i cieszyłam się ta pierwsza własna spokojna sobota jak nie wiem co..

      Usuń
  11. Wnoszę że to ciekawy temat
    Może i czasem bolesny
    No
    Śpijcie dobrze

    OdpowiedzUsuń
  12. Do starszej córki mamy prawie 100 km,do syna 30,najmłodsza jeszcze z nami. Lubię jak wszyscy jesteśmy razem,ale tak od czasu do czasu. Ten weekend akurat spędziliśmy razem,bo akurat miałam urodziny w tygodniu to przyjechali,a w niedziele po obiedzie wszyscy najechaliśmy moja mamę,bo ona jak wiadomo urodziny dzień po mnie 🤷‍♀️. Z bratem moim mieszkamy w jednym mieście, a ostatnio właśnie widzieliśmy się dwa razy u rodziców. Czasami denerwuje mnie jak mama dzwoni do mnie niemal codziennie,bo mnie to nie jest potrzebne,ja właśnie lubię pobyć sobie sama. Jak w ubiegłym roku syn się wyprowadzał to usłyszałam pytanie czy nie będę tęsknić itd. No,ale co ,jak chcemy sobie pogadać to sobie pogadamy,jak chce przyjechać to przyjedzie. Z corka starsza było tak samo. Dlaczego miałabym ich trzymać przy sobie jak moim zdaniem najlepsze jest dla nich to co jest dla nich najlepsze 😜 czyli robia ci chcą i jak chcą i nikt im się w nic nie wpier.... .

    OdpowiedzUsuń