poniedziałek, 17 listopada 2025

Papierosy

 W Polsce 15 lat temu weszła ustawa zakazująca palenia w miejscach publicznych. Najważniejszym skutkiem było zniknięcie dymu papierosowego z restauracji i barów. 

W lux zadziało się to wcześniej, i były te same dyskusje co w Polsce, że jak tak można, że zabije to przemysł gastronomiczny, bo przecież palacze już nie będą chodzić do knajp. A oczywiście stało się dokładnie inaczej. Dzięki temu, że nie trzeba było siedzieć w smrodzie papierosów do restauracji zaczęli przychodzić ci, co nie mogli znieść dymu. Wszyscy na tym zyskali. No, może poza producentami fajek, ale tych mi jakoś nie szkoda. 

Profesor Jacek Jassem, onkolog, współtwórca i orędownik ustawy o zakazie palenia w miejscach publicznych powiedział, że jest pewien, że tą ustawą uratował więcej żyć niż w czasie 50 lat pracy jako onkolog.

Apropos rak. Przyjaciółka dziś ma ważne badanie, od 11 30 trzymać co się da!!!

niedziela, 16 listopada 2025

Przytulać!

 Pamiętacie dawne rady dawane rodzicom? Dziecka nie należy za bardzo nosić na rękach bo się przyzwyczai i będzie chciało być cały czas noszone. Niech się wypłacze! Nie przytulać! Za dużo. 

Gdybym mogła cofnąć czas to bym więcej nosiła i przytulała. Albo.... tylko mi się tak wydaje. Moje dzieci w niemowlęctwie nie dawały mi spać w nocy i byłam po prostu wykończona! Brakowało mi sił, które w pewnym momencie musiałam mieć dla dwojga dzieci. ( przy trzecim miałam raczej pomoc od starszych). Zdarzało mi się płakać ze zmęczenia więc ten. 

No ale. Ten rysunek bardzo do mnie przemawia.



sobota, 15 listopada 2025

Filip konopie i gównoprawdy.

 Ciekawa jestem, czy wiecie skąd się wzięło powiedzenie "Wyskoczył jak Filip z konopi"? A najbardziej, co to był ten Filip?

Otóż jest to... zając 😁. A że ukrywał się po krzakach to przestraszony uciekał z tych konopi. 

Tyle człowiek żyje na tym świecie a ciągle się czegoś nowego dowiaduje. 

Inna sprawa, że wiem to z internetów. A tam można przeczytać piękne kwiatki. Wiedzieliście, że Jan Holoubek to aktor??🫣





piątek, 14 listopada 2025

Znowu o tych puzzlach

 Czasem życie wygląda jak puzzle przed ułożeniem. Wiemy jaki ma być obrazek ale na początku wydaje się, że za dużo mamy części. Nie wiadomo, od czego zacząć. Kawałki, które powinny pasować, nie pasują. Puzel włożony w jakieś miejsce po jakimś czasie okazuje się nie tym, co tam nic powinien. Potem  zaczyna się wydawać, że jest za mało tych puzzli, że kilku brakuje. Aż w końcu wszystko wskakuje na siłę miejsce. Ten obrazek z życia nie zawsze jest taki, jaki miał być

Obrazki są raz ładniejsze raz brzydsze. Wiadomka. I trzeba co chwilę nowy układać

A mnie się właśnie taki całkiem miły w tym tygodniu ułożył i to na pewno dzięki waszym mocom 

Dobrego piątunia i pięknych obrazków 

czwartek, 13 listopada 2025

Znowu o tych wnukach

 Sporo osób zadało mi pytanie w czasie ciąży córki, czy bardziej  przeżywam jej oczekiwanie na dziecko niż kiedy synowa miała urodzić. 

Bardzo poważnie się nad tym zastanowiłam, bo szczerze mówiąc tego pytania nigdy sama sobie nie postawiłam. 

Mój najstarszy syn od urodzenia był wielbicielem małych dzieci. Miał 2 lata kiedy urodziła mu się siostra i zamienił się w jeden kochający zachwyt. (Potem oczywiście się kłócili, jak to rodzeństwo, żeby nie było.) 

Kiedy urodziło się nam 3 dziecko P był trzecim rodzicem. Zresztą razem z córką tworzyli mu drugą parę, mamę i tatę. Choć od początku bardzo podkreślałam, że to jest moje dziecko i oni nie mają żadnych obowiązków, rodzice są do wychowywania a oni tyle, ile chcą. 

W szkole średniej przez jakiś czas był wolontariuszem do opieki nad maluchami z podstawówki. Uwielbiały go!

Od zawsze wiedziałam, że bardzo pragnie w przyszłości mieć swoje dzieci. I jak sie rodziła jego pierwsza córeczka bardzo to przeżywałam. Kocham moją synową i było dla mnie bardzo ważne, żeby i ona się nie nacierpiała, żeby nic złego i jej sie nie przytrafiło. I bardzo podobnie to odczuwałam w czasie ciąży i porodu córki. Z ręką na sercu nie mam poczucia, że to była kolosalna różnica w przeżywaniu. Chyba właśnie dlatego, że dla mnie to mój syn "rodził" też. 


Dziękuję za moce! Chyba znowu podziałały choć oczywiście coś nowego się urodziło i znowu będę mocożebraczką niedługo. 



środa, 12 listopada 2025

Miał być inny post

 Ale tak się wam wczorajszy podobał że trochę jeszcze w temacie. To całe AI wzbudza dużo zainteresowania. I lęku. I ja to rozumiem. Nie ma chyba rzeczy jedynie dobrych. Gdyby nie było samochodów ludzie nie ginęliby w wypadkach samochodowych. Ale może więcej by umierało bo pomoc by nie mogła przyjść na czas?

Ostatnio kolega pracujący w instytucji europejskiej przysłał mi fragment tłumaczenia jakiegoś dokumentu, równie głupi jak i śmieszny. Tekst, nie kolega;) Ale na moją uwagę, że żal, że to już nie ludzie tłumaczą powiedział, że odkąd powszechnie korzysta się z tłumaczeń internetowych, te tłumaczenia są o niebo lepsze. 

Od nas ludzi zależy, jak wykorzystamy stworzone przez nas narzędzia. 




A ja znowu proszę gorąco o bardzo ważne moce. Dużo zależy od dzisiejszego dnia. Kiedyś wam opowiem pewnie. 

wtorek, 11 listopada 2025

Miłego świętowania

 Nie będzie nic na temat, nie mam na to ochoty

Za to zainspirowana wpisem Moniki poprosiłam chat GPT o napisanie dla mnie posta 

odpowiedź przyszła natychmiast.

Sami oceńcie, czy to "ten" styl...



Czy możesz napisać mi posta w tym stylu co tutaj https://wymuszonyblog.blogspot.com/
ChatGPT said:

Pewnie — oto post w stylu bloga Wymuszony blog — osobisty, lekko melancholijny, refleksyjny. Możesz go dowolnie zmodyfikować pod siebie:


„W cieniu gałęzi”

Za oknem kwitnie stara jabłoń — ledwie dostrzegam jej pąki przez zasłonę mgły.
Zastanawiam się, czy utrzymają się — bo nocą znów zapowiadany jest chłód.
Nie chcę myśleć o zmianach — a jednak one się dzieją. Bez zapowiedzi, cicho.

W mieście znów pośpiech, znów sprawy gonią mnie z każdej strony.
Myślałam, że w tym tygodniu choć trochę odetchnę —
ale… życie nie daje mi chwili luzu.
Powoli uczę się, że „chwila” to nie zawsze pięć minut — czasem to jeden oddech.

Wczoraj znalazłam stare zdjęcia — rodzina, wakacje, śmiech.
Dotknęłam ich palcami, jakby to były skorupki jajek. Delikatne, kruche.
Pomyślałam: ile miejsc zostało puste — i ile jeszcze może zostać.
Bez tych, których już nie ma, i z tymi, których może być za dużo.

Dziś rano wstałam o 5:00 — bo już tak mam, że świat wstaje ze mną.
Na balkonie zimnej kawy łyk i widok — pierwsze oznaki świtu.
I obietnica: nie poddam się.
Nie dziś. Nie w tym tygodniu, który zapowiada się intensywnie.

Może jutro spojrzę na jabłoń inaczej — nie przez mgłę, lecz przez kroplę rosy.
A Tobie — życzę chwili, w której nie trzeba nic mówić.
Bo czasem to oddech mówi najwięcej.

Autor:
05:00


Tak że tak. Jesteście skazani na moje osobiste wypociny hue hue.


PS Nie mogłam się powstrzymać:pp


napisz mi posta w stylu bloga https://klarkamrozek.blogspot.com/
ChatGPT said:

Oczywiście — oto propozycja posta w stylu bloga ‎Klarka Mrozek — z codzienną obserwacją, humorem, trochę refleksji i takiej domowej chwilki zatrzymania.


Piątkowe „nic” i jedno „tak”

Nie wiem, czy to tylko u mnie, ale piątkowe popołudnia zawsze zaczynają się od takiego „no dobra, zaraz się położę”. A potem patrzę na zegar i już ciemno, a w głowie — „to co ja robiłam przez cały ten czas?”.
Dzisiaj było podobnie. Kupiłam ziemniaki — bo w ich zakupie jestem mistrzynią wyboru (czyli — co będzie miękkie i tanie). W drodze powrotnej pies mnie ciągnął na spacer, bo przecież musi coś zwąchać. Ja myślałam o tym, jak by tu zrobić sałatkę, a on o tym, skąd ta dziwna pani ze swoim wózkiem.

Dom pachniał już prawie obiadem, kiedy — zauważyłam — że mam dwa spóźnione słoiki pod schodami. Marynowane papryki, które „na pewno zrobię” poprzedniej niedzieli. A tam — cukierki z tego, że „no, kończę z tym w niedzielę” — i tu niespodzianka — zaczęły się fermentować w milczeniu.
Zamiast panikować (jak ja to mam w zwyczaju) powiedziałam sobie: „niech sobie. Zobaczymy, co się stanie”. I chłop przychodzi do kuchni, patrzy na mnie i — „co ty tam robisz?”. A ja — „dialog z słoikiem”.

Potem zasiadłam przy balkonie (tak, wczoraj zaczęłam sprzątać rośliny z tarasu — w końcu jesień tuż-tuż). I pomyślałam: może to nie jest tak, że trzeba mieć wielki plan. Może wystarczy jedno „tak” — tak, by wyjść na chwilę, popatrzeć jak zmieniają się kolory w tym starym rododendronie, który w tym roku urósł o zaskakującą wielkość.
Rododendron przy bramie, który prawie mnie zasłonił wczoraj, a dziś już jest jakby sam solecki zagospodarował teren.

A piesek? Usiadł przy mnie i zająknął się — takim spojrzeniem „a może teraz zasnę tu i będziesz patrzeć?”. I w tej chwili pomyślałam: niech będzie. Bo niby nic wielkiego nie zrobiłam, ale zrobiłam „tak” — wygodnie usiąść, odpuścić, posłuchać.

Więc jeśli czytasz to i masz już w głowie listę „co trzeba zrobić”, to niech dzisiaj będzie czas na jedno „tak”. Tak, usiąść na tarasie, tak — odpuścić choć przez chwilę, tak — pozamykać oczy i pozwolić sobie poczuć, że wszystko — nie musi być od razu.

I pamiętaj: słoik może eksplodować, pies może chcieć lodów, a ziemniaki mogą być zbyt miękkie. Ale to wszystko — jest dom. I w tym właśnie jest piękno.

Autor:
18:45


KLARKO, PISZ SAMA!!!;))))